Co oznacza „godna porażka”?

Fot. Trafnie.eu

Trwa intensywne uprawianie najpopularniejszego sportu wśród piłkarskich kibiców. Najpopularniejszego nie z wyboru, bo alternatywy od lat niestety brak.

Tym sportem jest rozpamiętywanie następnej dotkliwej porażki i próby leczenia się z kaca po niej. Kolejny raz polskie drużyny zapadają w zimowy sen w europejskich rozgrywkach pucharowych, gdy jeszcze nie skończyło się lato. W czwartkowy wieczór pożegnała się z nimi ostatnia, czyli Legia. I zaczęła się ożywiona dyskusja z tym związana.

Trener Aleksandar Vuković porażkę z Rangersami w Glasgow nazwał „godną”. Spróbowałem się zastanowić co ten termin mógłby oznaczać. Teoretycznie każda porażka w meczu, do którego drużyna podeszła z odpowiednim zaangażowaniem, powinna zasługiwać na miano godnej. A trudno przecież zarzucić piłkarzom Vukovicia, że nie chcieli awansować, bo chcieli bardzo. Niestety umiejętności nie starczyło.

Jeśli ktoś mówi o „godnej porażce”, od razu czuć na kilometr piłkarską prowincję. Czyli graliśmy z teoretycznie silniejszym, ale w praktyce wcale nie tak silnym. Bardzo, bardzo chcieliśmy wygrać, choć nie miało to bezpośredniego przełożenia na boiskowe wydarzenia, raczej niezbyt ciekawe. Bo broniliśmy się, ile się dało. W końcu nam jednak bramkę strzelili, ale tylko jedną. A mogli przecież zlać nawet kilkoma. W sumie więc godna porażka.

Trener Vuković był dumny ze swoich zawodników, bo przegrali z drużyną z „wyższego poziomu niż my sami się znajdujemy”. Gdy Legia przed kilkoma laty dwa razy ograła Celtic, też z Glasgow, ale odpadła przez własną głupotę, nikt nie mówił o rywalu z „wyższego poziomu”. Wręcz się z niego naśmiewano, że taki slaby i na awans nie zasłużył. Gdzie jest dziś Celtic, a gdzie jest Legia?

Zapachniało prowincją i kompleksami także przy ocenie zachowania po czwartkowym meczu menedżera Rangersów Stevena Gerrarda. Anglik chodził po murawie i pocieszał przegranych zawodników Legii, co zostało odebrane jako „pokazanie wielkiej klasy”. Gest sympatyczny, ale zwycięzcom zawsze łatwo pocieszać pokonanych. Zastanawiam się, czy Gerrard zrobiłby to samo, gdyby rywalom udało się wcisnąć jego drużynie bramkę i pogonić z pucharów? Raczej wątpię. Może więc pocieszając legionistów przy okazji dziękował im, że lepiej grać nie potrafią?

Najlepszym podsumowaniem meczu była wypowiedź Vukovicia:

„Nie mieliśmy wiele sytuacji ale te, które stworzyliśmy, powinniśmy wykorzystać. Myślę, że to jest nasz największy problem, a nie to, że nie obroniliśmy jednego dośrodkowania. To miało prawo nastąpić”.

Niezwykle trafne spostrzeżenie. Legia miała prawo stracić bramkę. Tak często dzieje się pod koniec meczu z drużynami, które głównie się bronią. Największy jej problem polega na czym innym, że sama bramek nie strzela. Z ośmiu meczów w czterech rundach eliminacyjnych do Ligi Europejskiej aż w pięciu nie zdobyła żadnej!

Niestety w przypadku Legii zamiast mówić o strzelaniu bramek, od wielu tygodni trwa nieustanna dyskusja, kto powinien grać w ataku. Z wiadomym skutkiem...

▬ ▬ ● ▬