Czego naprawdę nie chce?

Fot. Trafnie.eu

Prezes PZPN po raz kolejny skarcił swoich klakierów. Czyli kolejny raz wrócił dobrze mi już znany temat, dlatego jestem przygotowany do odpowiedzi.

Zbigniew Boniek zagrzmiał w jednym z wywiadów. Jego reakcja mogłaby budzić zdziwienie biorąc pod uwagę kontekst sprawy, ale mojego zdziwienia nie budzi. Pan prezes przyzwyczaił mnie już do różnego rodzaju wolt i opinii świetnie kreujących jego wizerunek silnego faceta, któremu nikt nie podskoczy.

Teraz rzecz dotyczy z pozoru niewinnej sugestii, że miałby wystartować w najbliższych wyborach na prezydenta UEFA. Jej autorem jest mój ulubiony ulubieniec Jan Tomaszewski (pisałem już o tym). Sugestia żałosna, jak i większość odkrywczych myśli byłego bramkarza, później trenerskiego nieudacznika, a teraz (jeszcze) posła. Boniek stwierdził stanowczo w rozmowie z Onet.pl:

„Nie interesuje mnie to. Na pewno marzenia o byciu prezydentem UEFA mają szefowie np. federacji hiszpańskiej czy niemieckiej. Mówiąc szczerze, znam swoje miejsce w szeregu. W mediach dużo gra się tym tematem, ale, jak już powiedziałem, w ogóle nie jestem zainteresowany. Co więcej, nie życzyłbym sobie, żeby pisano, że Boniek chce iść do UEFA. To inni chcą mnie "ubrać" w te "buty". W odpowiednim czasie zastanowię się nad swoją przyszłością, ale teraz jestem prezesem PZPN i nie marzę o pracy w UEFA. Myślę, że dłużej nie ma sensu tego komentować”.

Pewnie, że nie ma sensu, tym bardziej gdy się znacznie wcześniej skomentowało. Obśmiałem pana Bońka, a przy okazji część mediów świadczącą mu usługi wizerunkowe, już w styczniu. Wtedy próbowano go wcisnąć do Komitetu Wykonawczego UEFA. Przez ponad pół roku nic się w tej kwestii nie zmieniło. Tylko stanowisko, które miałby zająć, jest inne. Wtedy napisałem:

„Prezes PZPN miałby wielkie szanse w wyborach [do Komitetu Wykonawczego], ale pod jednym warunkiem. Musiałby najpierw zrezygnować ze współpracy z firmą bukmacherską! Wie, że nikt go nie wpuści do Nyonu, jeśli będzie dalej twarzą bukmacherki. Uważam, że słusznie. UEFA dba o swój wizerunek, nie chce żadnych dwuznacznych sytuacji.
Reasumując – skoro pan prezes nie kandyduje w wyborach, to chyba jednak kocha coś bardziej od polskiej piłki. Ostatecznie jest przecież obywatelem Włoch i wolno mu robić, co chce”.

Nasuwa się pytanie – dlaczego nikt z redaktorów, którzy wręcz z detektywistycznym zacięciem potrafili wyśledzić najdrobniejszy szczegół w (na przykład) „aferze biletowej” Grenia, nie zająknie się nawet w tak oczywistej sprawie? Dlaczego nikt nie zwróci uwagi na łamanie zasad kodeksu etycznego FIFA (bukmaczerka!) przez prezesa PZPN? Widocznie ważniejsze są „zasady”, które wpoił im genialnie działający wydział propagandy PZPN. I trzeba przyznać, że są niezwykle konsekwentni w ich przestrzeganiu.

▬ ▬ ● ▬