2015-08-25
Czego naprawdę nie chce?
Prezes PZPN po raz kolejny skarcił swoich klakierów. Czyli kolejny raz wrócił dobrze mi już znany temat, dlatego jestem przygotowany do odpowiedzi.
Zbigniew Boniek zagrzmiał w jednym z wywiadów. Jego reakcja mogłaby budzić zdziwienie biorąc pod uwagę kontekst sprawy, ale mojego zdziwienia nie budzi. Pan prezes przyzwyczaił mnie już do różnego rodzaju wolt i opinii świetnie kreujących jego wizerunek silnego faceta, któremu nikt nie podskoczy.
Teraz rzecz dotyczy z pozoru niewinnej sugestii, że miałby wystartować w najbliższych wyborach na prezydenta UEFA. Jej autorem jest mój ulubiony ulubieniec Jan Tomaszewski (pisałem już o tym). Sugestia żałosna, jak i większość odkrywczych myśli byłego bramkarza, później trenerskiego nieudacznika, a teraz (jeszcze) posła. Boniek stwierdził stanowczo w rozmowie z Onet.pl:
„Nie interesuje mnie to. Na pewno marzenia o byciu prezydentem UEFA mają szefowie np. federacji hiszpańskiej czy niemieckiej. Mówiąc szczerze, znam swoje miejsce w szeregu. W mediach dużo gra się tym tematem, ale, jak już powiedziałem, w ogóle nie jestem zainteresowany. Co więcej, nie życzyłbym sobie, żeby pisano, że Boniek chce iść do UEFA. To inni chcą mnie "ubrać" w te "buty". W odpowiednim czasie zastanowię się nad swoją przyszłością, ale teraz jestem prezesem PZPN i nie marzę o pracy w UEFA. Myślę, że dłużej nie ma sensu tego komentować”.
Pewnie, że nie ma sensu, tym bardziej gdy się znacznie wcześniej skomentowało. Obśmiałem pana Bońka, a przy okazji część mediów świadczącą mu usługi wizerunkowe, już w styczniu. Wtedy próbowano go wcisnąć do Komitetu Wykonawczego UEFA. Przez ponad pół roku nic się w tej kwestii nie zmieniło. Tylko stanowisko, które miałby zająć, jest inne. Wtedy napisałem:
„Prezes PZPN miałby wielkie szanse w wyborach [do Komitetu Wykonawczego], ale pod jednym warunkiem. Musiałby najpierw zrezygnować ze współpracy z firmą bukmacherską! Wie, że nikt go nie wpuści do Nyonu, jeśli będzie dalej twarzą bukmacherki. Uważam, że słusznie. UEFA dba o swój wizerunek, nie chce żadnych dwuznacznych sytuacji.
Reasumując – skoro pan prezes nie kandyduje w wyborach, to chyba jednak kocha coś bardziej od polskiej piłki. Ostatecznie jest przecież obywatelem Włoch i wolno mu robić, co chce”.
Nasuwa się pytanie – dlaczego nikt z redaktorów, którzy wręcz z detektywistycznym zacięciem potrafili wyśledzić najdrobniejszy szczegół w (na przykład) „aferze biletowej” Grenia, nie zająknie się nawet w tak oczywistej sprawie? Dlaczego nikt nie zwróci uwagi na łamanie zasad kodeksu etycznego FIFA (bukmaczerka!) przez prezesa PZPN? Widocznie ważniejsze są „zasady”, które wpoił im genialnie działający wydział propagandy PZPN. I trzeba przyznać, że są niezwykle konsekwentni w ich przestrzeganiu.
▬ ▬ ● ▬