Czym to się skończy?

Fot. Trafnie.eu

Stało się to, czego się spodziewałem, choć spodziewałem się, że stanie się dużo wcześniej. A ponieważ wcześniej się nie stało, zdążyłem się już z tego wyspowiadać.

Wydaje mi się, że wyspowiadałem się zdecydowanie za… wcześnie. Jeśli ktoś zdążył się pogubić w tych dywagacjach, spieszę wyjaśnić, co mam na myśli. Chodzi o koronawirusa i moje obawy jeszcze w początkowej fazie pandemii, czy uda się dokończyć przerwane rozgrywki. Miałem co do tego spore wątpliwości, a ponieważ na szczęście się udało, więc zdążyłem się nawet z tego wyspowiadać, co dziś uznaję za dowód nadgorliwości.

A ponieważ, w myśl powiedzenia, nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, spróbuję chociaż na swoje usprawiedliwienie dodać, że intencje miałem (i mam) naprawdę najlepsze. W czasach, gdy w mediach prawie już nie istnieje odpowiedzialność za słowo, staram się iść pod prąd i zawsze szczerze przyznać, gdy jakieś z moich przewidywań się nie sprawdzi. Wiele wskazuje jednak na to, że te związane z koronawirusem nie tyle się nie sprawdziły, co jedynie odwlekły w czasie.

Bo tak jak w marcu czy kwietniu każda informacja o zarażeniu wirusem jakiegoś piłkarza była czymś wyjątkowym, tak teraz każdy dzień bez informacji o nowych infekcjach w futbolowym świecie jest wręcz czymś nierealnym. Takie zaczynają pojawiać się wręcz lawinowo.

Kilka przykładów z rodzimego podwórka. Najpierw informacja, że selekcjoner Jerzy Brzęczek ma koronawirusa. Za chwilę kolejna, że ponad trzydzieści osób zarażonych jest w Pogoni Szczecin. I jeszcze na dokładkę, że w przypadku Jakuba Błaszczykowskiego wynik testu okazał się pozytywny. Podobnych informacji związanych z kronawirusem z całego piłkarskiego świata trudno już nawet zliczyć. Tak jak trudno jednoznacznie ustalić czy nadciągnęła właśnie druga fala pandemii, czy zbyt naiwnie za szybko próbowaliśmy rozstać się z pierwszą?

Coraz trudniej wyobrazić sobie jak to może się skończyć. Albo inaczej – wyobrazić sobie to nawet jest łatwo, tylko trudno zaakceptować ewentualny czarny scenariusz wydarzeń, który niestety trzeba brać pod uwagę.

Bo rozumując logicznie piłkarze muszą się zarażać, jak zarażają się przedstawiciele innych branż. Mimo stosowania różnych obostrzeń, ich sposób uprawiania zawodu – nieustanne stykanie się z nowymi osobami związane z licznymi podróżami – musi wiązać się z podwyższonym ryzykiem zakażenia. Normalnych ligowych rozgrywek nie da się przecież zorganizować w „bańce”, jak finału Ligi Mistrzów.

Czyli wiadomo, że nowe zakażenia będą, że szczepionki na razie nie będzie, bo skoro ciągle nie ma, lepiej na nią nie liczyć w najbliższej przyszłości, by się niepotrzebnie nie rozczarować. Perspektywy więc rysują się marne. Tym bardziej, gdy ktoś spróbuje zadać logiczne pytania z tym związane.

Na przykład takie – kiedy Pogoń będzie znów zdolna do gry jako zdrowa drużyna? Jeśli już dwa jej mecze ligowe zostały przełożone, ile jeszcze można przełożyć, by potem znaleźć wolne terminy na rozegranie tych wszystkich zaległych?

Podobnych pytań dotyczących innych rozgrywek (reprezentacja, europejskie puchary, a w dalszej perspektywie już raz przełożone EURO 2020) na razie nie mam ochoty zadawać, by za jednym razem za bardzo się nie dołować.

▬ ▬ ● ▬