Czyżby jedynym logicznym powodem była...

Fot. Trafnie

Arka Gdynia, po zwycięstwie nad Koroną Kielce, zagra po raz drugi z rzędu w finale Pucharu Polski. Czy tylko dlatego jej trener zachowa posadę?

W rewanżu w Gdyni Arka wygrała 1:0. Po porażce w Kielcach 1:2 ten wynik dał jej awans dzięki bramce strzelonej wcześniej na wyjeździe, a w konsekwencji występ w finale Pucharu Polski drugi rok z rzędu. Dokonał tego trener Leszek Ojrzyński, który podobno wtorkowym zwycięstwem uratował pracę.

Gdy jeszcze przed meczem trafiłem na takie informacje, zacząłem się zastanawiać, co się w tej Gdyni dzieje? Bo jaki jest sens zwalniania trenera, który osiąga z drużyną wyniki wręcz ponad jej możliwości?

Cofnijmy się o rok. Arka awansuje do finału Pucharu Polski dopiero drugi raz w swej historii po trzydziestu ośmiu latach przerwy. Jak na klub pozostający przez dekady tylko tłem rodzimej piłki, sukces ogromny. Awans wywalcza jednak poprzedni trener Grzegorz Niciński. Ojrzyński doskonale o tym pamięta i jeszcze przed finałem zapowiada, że jeśli zdobędzie puchar, odda mu medal.

Puchar rzeczywiście zdobywa i nie jest to już zasługa poprzednika, tylko jego. Ogrywa przecież w finale na Stadionie Narodowym Lecha Poznań po dogrywce 2:1. Arka gra najpierw sercem, potem umiejętnościami, którymi z rywalem o większym potencjale równać się nie może. Ale samym potencjałem meczu się nie wygrywa. Ojrzyński wpuszcza na zmiany dwóch grajków, którzy w dogrywce zdobywają bramki. Jego plan zdaje egzamin, więc zdobywa wymarzony puchar po wygraniu meczu, którego teoretycznie nie miał prawa wygrać.

Potem zdobywa dla klubu kolejne trofeum. W Warszawie remisuje z Legią, by pokonać ją na karne w spotkaniu o Superpuchar Polski. I znów przeciwnik, którego teoretycznie nie miał prawa pokonać. Na końcu sezonu zasadniczego finiszuje tuż za grupą mistrzowską. Naprawdę niewiele zabrakło, by się w niej znalazł. A teraz jeszcze wywalcza awans do finału Pucharu Polski.

Przyjrzyjmy się drużynie, która tego dokonała. Arka piłkarzy nie kupuje. Budżet ma skromny, a w nim brak środków na transfery w pełnym tego słowa znaczeniu. Dlatego głównie kontraktuje zawodników, którzy są do wzięcia. To jest jej polityka przynosząca wymierne efekty, szczególnie gdy porówna się je z poniesionymi nakładami.

Drużyna nie gra pięknie, momentami wręcz siermiężnie, za to skutecznie. Ale przecież piłkarskich artystów trudno zakontraktować bez angażowania jakichkolwiek środków. Dlatego Arka przypomina raczej stado pitbuli, które wykańczają przeciwnika, szorując tyłkami murawę. Taki jest styl Ojrzyńskiego. Pewnie nie wszędzie by się sprawdził, za to w Arce sprawdza się znakomicie. Moim zdaniem to wręcz trener i piłkarze dla siebie stworzeni.

Pora wreszcie zadać pytanie – dlaczego w takim razie trener w meczu z Koroną walczył o utrzymanie posady? Czy rzeczywiście by ją stracił, gdyby Arka nie awansowała do finału? Oczywiście mogą być jakieś powody, których osoby z zewnątrz nie znają, tajemnice szatni czy gabinetów prezesów. Z drugiej jednak strony Ojrzyński nie jest osobą generującą problemy.

Czyżby więc jedynym logicznym powodem była podrażniona ambicja szefów Arki po dwóch ligowych porażkach w ciągu tygodnia z lokalnym rywalem Lechią Gdańsk (zresztą zdecydowanie silniejszą kadrowo)? Jeśli tak, mogę tylko do znudzenia powtarzać - prezes sam się nie zwolni!

▬ ▬ ● ▬