Dziwić powinno, że...

Fot. Trafnie.eu

Widzew przegrał w Łodzi z Legią Warszawa 2:3 w meczu zapowiadanym w mediach jako „wielki klasyk”. Zapowiedzi nie okazały się na szczęście przesadne.

A tak często bywa w przypadku meczów nazywanych szlagierami. Ten jednak oczekiwania spełnił, a hasło „Więcej niż mecz”, którym reklamowany był wśród kibiców przez dział marketingu łódzkiego klubu, wydaje się w pełni uzasadnione. Po sześciu latach przerwy Widzew znów zagrał z Legią, choć jeszcze nie w lidze, ale w Pucharze Polski.

Na trybunach zasiadło 16 723 widzów. Niestety kompletu nie było, choć podobno było dwa razy więcej chętnych na bilety niż miejsc na stadionie. Niestety mecz odbywał się w Polsce, co wiąże się z koniecznością wyłączenia z użytku jednego sektora, tak zwanego buforowego, ze względów bezpieczeństwa.

Choć na przykład w Anglii kibice obu drużyn przedzieleni są najwyżej rzędem stewardów (porządkowych). My niestety jesteśmy jeszcze lata świetlne do tyłu ze względu na dominującą rolę kibolstwa na trybunach. I absolutnie nie wierzę, bym za swego życia doczekał się takiej sytuacji jak w Anglii. Kilka kolejnych pokoleń też się raczej nie doczeka.

W środowy wieczór doczekaliśmy się za to na trybunach, co nie powinno być żadnym zaskoczeniem, koncertu wulgaryzmów i pojedynku na oprawy świetlne z wykorzystaniem rac. Wyglądały efektownie, a najbardziej związany z tym gęsty dym, który spowodował przerwanie meczu na kilka minut. Mimo panującego dotkliwego jesiennego chłodu, atmosfera na stadionie była naprawdę gorąca na miarę reklamującego mecz hasła.

Piłkarze w pełni się do niej dostroili. Choć po bezbramkowej pierwszej połowie na początku drugiej wydawało się, że wszystko szybko zostało pozamiatane. Legia strzeliła dwie bramki, co trudno uznać za zaskoczenie, bo od początku spotkania stwarzała sobie więcej okazji do ich zdobycia.

I wtedy Widzew zaimponował. Drużyna grająca w trzeciej lidze, zwanej tylko drugą, zdołała wyrównać. Grała agresywnie, choć nie brutalnie, będąc równorzędnym rywalem dla przeciwnika występującego przecież o dwie klasy wyżej. Nie powinno to nawet specjalnie dziwić biorąc pod uwagę, że ma w kadrze wielu byłych ligowców z Marcinem Robakiem, kiedyś królem strzelców Ekstraklasy na czele, dającym się obronie Legii mocno we znaki.

Dziwić powinno co innego. Jak to możliwe, że tak grający Widzew nie zdołał w ubiegłym sezonie wywalczyć awansu? Oczywiście była to inna drużyna, choćby jeszcze bez Robaka, ale w równie wielkim potencjałem na tle rywali w lidze, w której występuje. Jak można było na finiszu rozgrywek roztrwonić tak wielką punktową przewagę?

Dziwić powinno też, jak kilka dni wcześniej z tą samą Legią (grającą w Łodzi w najsilniejszym składzie), aż 0:7 mogła przegrać Wisła Kraków, skoro grający dwie klasy niżej Widzew stawił jej taki opór? Przecież niedzielny mecz również był nazywany klasykiem, więc nie mogło być mowy o braku motywacji ze strony piłkarzy zdemolowanej drużyny.

Dziwić powinna jeszcze zupełnie bezkrytyczna ocena Legii w meczu z Wisłą jako (cytat z pamięci) bezbłędnie grającej orkiestry. To chyba dla słuchaczy, których część miała poważną wadę słuchu. Na tle Widzewa widać było ile jeszcze brakuje jej do doskonałości.

▬ ▬ ● ▬