Euforia, niektórych poniosło

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski zremisowała 1:1 z Anglią zdobywając wyrównującą bramkę w doliczonym czasie gry. Czy na nią zasłużyła? Na pewno nie zasłużyła na porażkę.

Pytanie zresztą o sprawiedliwość w piłce jest co najmniej ryzykowne, a odpowiedź na nie zależy, z której strony się spojrzy. Bez względu na wszystko chyba każdy obserwujący środowy mecz musiał przyznać, że był brzydki. Liczba sytuacji do zdobycia braki wręcz symboliczna. Mecz walki, przepychanek, pyskówek czy nawet szarpaniny, jak po gwizdku sędziego kończącym pierwszą połowę, gdy dosłownie wszyscy zawodnicy skoczyli sobie do gardeł niczym dwie sfory pitbulli. Wtedy najlepiej widać było jakie towarzyszą im emocje.

Trener Paulo Sousa przyznał dzień wcześniej, że jego piłkarze mają wywierać presję na rywalach, czyli grać blisko ich bramki. I tak rzeczywiście robili, ale najwyżej przez pierwsze dziesięć minut, gdy Anglicy mieli problemy z opuszczaniem własnej połowy. Na dużej intensywności z równie silną drużyną za długo tak grać się nie da. Dlatego po kwadransie zauważyłem, że goście zaczęli swobodnie operować piłką na całej swej połowie, a po przerwie prawie nie wychodzili już z tej polskiej.

Niewiele z ich przewagi jednak wynikało, co przyznał angielski menedżer Gareth Southgate:

„Nie stwarzaliśmy dogodnych sytuacji”.

Raz piłka trafiła w słupek po zagraniu jego piłkarzy, ale w akcji z odgwizdanym spalonym. Raz choć przeszła blisko słupka, jednak po strzale Jacka Grealisha z tak ostrego kąta, że do siatki nie miała najmniejszych szans wpaść. To wszystko.

I nagle, kiedy do końca pozostało około dwudziestu minut Jakub Moder przed własnym polem karnym podał piłkę rywalom. Można powiedzieć, że oddał im, co kilka miesięcy wcześniej dostał od Johna Stonesa na Wembley. Wtedy błąd angielskiego obrońcy zdecydował, że sam zdobył gola. Teraz sam sprezentował podobną sytuację. Bo piłka po chwili trafiła do Harry’ego Kane’a, który pięknym strzałem zza pola karnego dał gościom prowadzenie.

Choć mieli wyraźną przewagę na tę bramkę moim zdaniem nie zasłużyli, bo samym posiadaniem piłki bramek się nie zdobywa. Choć pewnie Anglicy mają na ten temat inne zdanie i uważają, że z tych samych powodów prowadzenie im się jednak należało.

Gdy już pogodziłem się z porażką, w moim odczuciu niezasłużoną, na szczęście nie pogodzili się z nią polscy piłkarze. W końcówce ruszyli do ataku i po podaniu Roberta Lewandowskiego w doliczonym czasie gry wyrównującą bramkę zdobył strzałem głową Damian Szymański. I wypełniony po brzegi stadion (56 212 widzów) wręcz eksplodował. Eksplodował w swej radości także Szymański, bo ściągając w szaleńczej euforii koszulkę przez głowę aż ją rozdarł...

Niestety wynik uzyskany na boisku sprawił, że po zakończonym meczu wyraźnie poniosło nie tylko jego. Na konferencji prasowej z trenerem Paulo Sosusą padło stwierdzenie o „zwycięskim remisie” i „micie założycielskim” jego reprezentacji. Litości! Jakie odniosła tym remisem zwycięstwo? Straciła nim ostatecznie szansę na pierwsze miejsce w grupie, jeśli ktoś naprawdę nastawiony optymistycznie jeszcze przed meczem na nie liczył. Poza tym prezes PZPN Cezary Kulesza oczekiwał gry o dziewięć punktów w trzech wrześniowych meczach, więc to raczej… porażka.

Widać, że niektórzy mają krótką pamięć. I w euforii zapomnieli jeszcze, że reprezentacja grając z Anglią straciła kolejny raz bramkę za kadencji Sousy. Już w dziesiątym z jedenastu meczów! I niestety w kolejnym po rażącym błędzie w grze obronnej. Tak jak w spotkaniu z San Marino Kamil Piątkowski, tak teraz podobną asystę przy golu rywali zaliczył Moder. Portugalski szkoleniowiec twierdził, że wynikało to z pressingu Anglików, jednak trudno się z nim zgodzić. Przy nieszczęsnym podaniu żadnej bowiem presji na jego nieszczęsnym autorze nie zauważyłem.

Na razie Polska zajmuje trzecie miejsce w grupie i w czterech pozostałych do końca eliminacji meczach musi ostro walczyć, by awansować na drugie i dzięki temu awansować do baraży. A tylko bez wdawania się w szczegóły przypomnę, że są dwustopniowe i z dwunastu drużyn do finałów w Katarze awansują tylko trzy. Wywalczenie tego awansu dopiero byłoby prawdziwym zwycięstwo. W środę zrobiono jedynie krok w tym kierunku.

▬ ▬ ● ▬