O pięć minut za słabi

Polska przegrała na Wembley z Anglią 1:2. Przybył jeden piłkarz, który będzie mógł się czymś chwalić, choć wydaje mi się, że za bardzo nie ma czym.

Tym piłkarzem jest Jakub Moder, który zdobył na Wembley bramkę. Reprezentacja Polski nigdy z Anglią nie wygrała na jej terenie. Ostatni raz udało jej się zremisować w 1973 roku, po dziś już wręcz legendarnym meczu, bo dającym wtedy awans do finałów mistrzostw świata. A potem okazji było jeszcze wiele.

Pozostało więc wspominanie polskich zawodników, którym udało się na Wembley zdobyć bramkę, a można ich policzyć na palcach. Za bardzo nie ma się czym chwalić, skoro bramka padła w kolejnym meczu dodanym do długiej listy porażek.

Po pierwszej połowie nawet nie marzyłem o takich rozważaniach. Gra wyglądała po prostu tragicznie. Już zacząłem się zastanawiać, czy po meczu ktoś spróbuje mnie przekonać, że wszystko przez brak Roberta Lewandowskiego. Wygodna wymówka, ale nie sądzę, by jego obecność dużo przed przerwą zmieniła.

Gdyby ktoś nie oglądał meczu w środę, a oglądał w niedzielę ten z Andorą, bez problemu powinien sobie wyobrazić, co działo się na Wembley, przynajmniej do przerwy. Do złudzenia przypominał starcie z Andorą przed kilkoma dniami. Z tym, że Polacy wcielili się w ich rolę w spotkaniu z Anglią. Też wyłącznie się bronili, też nie oddali strzału na bramkę i też przegrywali 0:1. Różnili się tylko nieco ustawieniem. Andora grała w Warszawie w ustawieniu 5-2-3, nasi na Wembley 5-3-2.

Powodów do dumy nie było, a postronni obserwatorzy mogli się zastanawiać, kto ich podkusił do oglądania czegoś takiego. Bo Anglicy mając miażdżącą przewagę stwarzali niewiele sytuacji, by podwyższyć prowadzenie, a jedyną brankę zdobyli z rzutu karnego, po faulu Michała Helika.

Do oglądania drugiej połowy zabierałem się więc bez entuzjazmu, spodziewając się tylko czegoś gorszego. Ale okazało się, że piłka jest nieobliczalna. Bo nagle obraz meczu zmienił się diametralnie. Anglicy postanowili naszym pomóc i praktycznie sami strzelili sobie bramkę.

Oczywiście zdobył ją Moder, ale po katastrofalnym błędzie angielskiego obrońcy Johna Stonesa. Oczywiście jego pomyłka wynikała z pressingu polskiego zespołu, ale nawet to nie może dla niego stanowić okoliczności łagodzącej, bo powinien sobie poradzić bez problemu.

I nagle obraz meczu diametralnie się zmienił w odróżnieniu od drugiej połowy tego z Andorą przed kilkoma dniami. W sumie optymistyczny wniosek, bo dowodzi, że Polska jest jednak na wyższej półce niż Andora. Niestety z pewnością nie na tej samej co Anglia, bo dała sobie pięć minut przed końcem strzelić drugą bramkę i przegrała.

Rozbawił mnie tytuł, że zabrakło tylko pięciu minut. Bądźmy poważni, remis byłby szczytem rozpusty. Zawsze w takich wypadkach powtarzam – nie zabrakło pięciu minut, tylko drużyna była o te pięć minut za słaba! Mogą mi nawet odebrać obywatelstwo, ale zdania nie zmienię.

Mecz na Wembley boleśnie obnażył braki polskiej reprezentacji, czy nawet piłki. Od lat twierdzę, że to reprezentacja średniej klasy europejskiej. Po pierwszej połowie uważałem nawet, że opinia jest zdecydowanie na wyrost. Gdy gra Lewandowski, coś może jeszcze się udaje. Ale tłumaczenie środowej porażki tylko jego nieobecnością, byłoby śmieszne.

▬ ▬ ● ▬