Geniusz i szukanie trupów

Fot. Trafnie.eu

Łatwo wskazać polskiego bohatera drugiej kolejki fazy grupowej europejskich pucharów. O reszcie za dużo niestety powiedzieć się nie da.

Robert Lewandowski zaliczył hat-tricka w wygranym 5:0 meczu Ligi Mistrzów z Dinamem Zagrzeb. Czyli zdobył kolejne bramki po pięciu trafieniach w dziewięć minut przed tygodniem i dwóch następnych podczas weekendu w Bundeslidze. Czyli ma już na koncie ponad sto goli w Bundeslidze. Czyli pobił kilka kolejnych rekordów. Czyli w ostatnich dniach świat na jego punkcie zwyczajnie zwariował. Nazywany jest geniuszem i królem!

Od razu pojawiły się wyliczenia ile jest teraz wart, o ile wzrosła w ciągu tygodnia jego wartość i w jakim klubie idealnie by pasował. Na razie to jest bezcenny dla Bayernu i tam pasuje najlepiej. Nikt już nie mówi, że w drużynie brakuje kontuzjowanych gwiazd: Francka Ribéry'ego i Arjena Robbena. To znaczy o tym drugim mówi się coraz częściej, że najlepiej, żeby długo leczył swój uraz, to skorzysta na tym i Lewandowski, i Bayern.

Mam satysfakcję, że na tym panu poznałem się znacznie wcześniej, zanim jeszcze zaczęto mówić, że przez jego styl gry „pod siebie” cierpi między innymi Lewandowski. Tak podsumowałem Holendra w maju 2014 roku, tuż przed przeprowadzką Polaka do Monachium, gdy zastanawiałem się czy nie warto pokazać drzwi kilku piłkarzom Bayernu:

„Arjen Robben, czyli boiskowy król egoistów, nigdy nie był moim faworytem. Budowanie na nim siły akcji ofensywnych może nie wystarczyć do podboju piłkarskiego świata”.

Pamiętam jego piłkę meczową w finale mistrzostw świata w 2010 roku. Był sam przed Casillasem. Gdyby go pokonał, Holandia zdobyłaby wreszcie wymarzony tytuł. Ale Casillas obronił nogą strzał i z pierwszego mistrzostwa cieszyli się Hiszpanie.

Zawsze odrzucało mnie w Robbenie to, że woli pięć razy podać piłkę sam sobie, niż zauważyć lepiej ustawionego partnera. Czasami warto więc ostrożnie oceniać zawodników, bo ich efektywność zależy nie tylko od własnych umiejętności, ale i wszystkich wokół w drużynie.

Także w reprezentacji Polski, w której próbowano kiedyś zaszczuwać Lewandowskiego, bo nie zdobywał dla niej bramek. Teraz już chyba nikt nie zechce go sadzać na ławie. A był kiedyś jeden specjalista, był:

„Czy posadzenie na ławkę rezerwowych najlepszego polskiego napastnika nie byłoby z pożytkiem dla niego i reprezentacji? Jeżeli chce się wygrać wojnę, to muszą być trupy”.

Taki pomysł miał przed dwoma laty Tomasz Hajto. Mam nadzieję, że on i jemu podobni już bezpowrotnie zrezygnują z szukania trupów, nauczeni choćby pouczającą lekcją z wpływem na grę drużyny… nieobecnego na boisku Robbena.

O innych Polakach występujących w tym tygodniu w Lidze Mistrzów aż tyle powiedzieć się nie da. Wojciech Szczęsny niestety niepewny w bramce Romy w meczu z BATE Borysów. Wierzę, że tylko w tym. Dobrze, że chociaż Grzegorz Krychowiak, mimo że jego Sevilla przegrała w Turynie z Juventusem, był jednym z najlepiej ocenianych zawodników hiszpańskiej drużyny. Bo początek sezonu w Primera Division miał cienki.

O występach polskich drużyn w Lidze Europejskiej trochę strach pisać. To, że grają w niej aż dwie, może okazać się tragiczne w skutkach. W czterech dotychczasowych meczach zdobyły jeden punkt. Jeśli do końca Lech i Legia będą równie skuteczne, po zakończeniu fazy grupowej Polska znów spadnie w klasyfikacji UEFA. I za kilka lat może się okazać, że reprezentujące ją drużyny będą zaczynały europejskie rozgrywki od pierwszej rundy kwalifikacyjnej razem z ekipami z San Marino i Andory...

▬ ▬ ● ▬