Madryt ponad wszystko!

Fot. Trafnie.eu

Rewanżowe mecze półfinałowe Ligi Mistrzów z pewnością dostarczyły sporo emocji, choć nie takich, jak niektórzy oczekiwali. Dobrze, że spełniły się moje pasiaste oczekiwania. 

Zszokował mnie wynik meczu w Monachium, choć nie wiem czy powinien. Nie spodziewałem się, że Bayern straci aż cztery bramki. Tym bardziej, że dominował przez większość pierwszego meczu w Madrycie.

Uciąłem sobie wczoraj pogawędkę z kolegą na temat wysokich wyników na równie wysokich szczeblach Ligi Mistrzów w ostatnich sezonach. Zastanawiam się jak to możliwe, że drużyny, które od kilku lat awansują seryjnie do ćwierćfinału czy półfinału, potrafią wygrywać z teoretycznie równorzędnymi rywalami różnicą tylu bramek, co ze słabeuszami w fazie grupowej? Przed rokiem Bayern zlał przecież w niewyobrażalny sposób Barcelonę, a teraz dostał podobne lanie od Realu.

Kolega sprzedał mi teorię - poziom drużyn z europejskiej czołówki jest tak wyrównany, że o wyniku może decydować dyspozycja dnia. Zgodziłbym się z nią, gdyby chodziło o jednobramkowe zwycięstwo. Ale aż cztery gole różnicy? Zacząłem jednak analizować wyniki pomiędzy najlepszymi drużynami w Premier League i doszedłem do wniosku, że może rzeczywiście jest coś na rzeczy. Jak inaczej wytłumaczyć klęskę Arsenalu z Chelsea 0:6? Na logikę za bardzo się nie da. Może więc ta dyspozycja dnia jest brakującym ogniwem w teorii?

Za bardzo nie da się też na logikę wytłumaczyć kilku teorii lansowanych po półfinałowych meczach. Okazuje się, że wystarczy jedna porażka, by zmienić opinię o sto osiemdziesiąt stopni. Po klęsce z Realem Pep Guardiola przestał być trenerem z Kosmosu, a jego Bayern najlepszą drużyną świata. Okazało się, że trener, „w geniusz którego nie wierzono”, twórca „najlepszej drużyny w historii futbolu”, wcale nie jest taki genialny. Przegra jeszcze jeden mecz i zaczną mu w Monachium pokazywać drzwi? Tego wykluczyć się nie da.

Może warto pokazać drzwi, ale kilku piłkarzom Bayernu? Arjen Robben, czyli boiskowy król egoistów, nigdy nie był moim faworytem. Budowanie na nim siły akcji ofensywnych może nie wystarczyć do podboju piłkarskiego świata. Siły defensywy, poza bramkarzem, nie ma nawet na kim budować, co pokazały ostatnie dwa mecze z Realem. Dobrze chociaż, że od przyszłego sezonu drużynę wzmocni Robert Lewandowski...

Po środowej porażce Chelsea z Atletico odżyli liczni krytycy Jose Mourinho. Rozbawiła mnie uwaga o jego fatalnej passie w Lidze Mistrzów, bo po raz czwarty z rzędu odpadł w półfinale. Życzyłbym każdemu trenerowi świata, by doświadczył w karierze choć raz takiej fatalnej passy!

Po wyeliminowaniu Chelsea obłudna wydaje mi się przynajmniej część zachwytów nad Atletico. Czy ich autorami nie są ci sami znawcy, którzy po losowaniu par półfinałowych twierdzili, że klub z Londynu miał w nim dużo szczęścia? Mogę dziś powtórzyć to, co napisałem wtedy - miał tyle szczęścia, ile wcześniej Barcelona w ćwierćfinale.

Zestaw finalistów bardzo mi przypadł do gustu. Derby Madrytu w Lizbonie będą miały swój podtekst. Pierwszy raz zagrają w finale dwie drużyny z tego samego miasta. Jedna marzy o rekordowym dziesiątym pucharze. Druga po czterdziestu latach znów ma szansę o niego walczyć.

Atletico to nowa krew w Lidze Mistrzów w ostatnich latach. Poza tym zawsze podziwiam kibiców klubów, którzy pozostają przez lata w cieniu wielkiego sąsiada, a mimo tego wiary nie tracą. Już wcześniej życzyłem pasiastej drużynie, by zdobyła w tym sezonie (blisko, coraz bliżej) mistrzostwo Hiszpanii. Nie muszę więc chyba dodawać kogo będę dopingował 24 maja w Lizbonie?

▬ ▬ ● ▬