Gong po gongu

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu kończącego się tygodnia o moim rodaku, którym nagle zaczęły się interesować światowe media z powodu innego niż zazwyczaj.

Sędzia Szymon Marciniak stał się niekwestionowanym bohaterem tygodnia. Najpierw kilka dni wcześniej euforia w rodzimych mediach po jego nominacji do poprowadzenia za tydzień finału Ligi Mistrzów w Stambule. I nagle wybucha afera. Szybko się zorientowałem, że naprawdę gruba, gdy dostałem SMS od dziennikarza z Anglii i maila od drugiego z Holandii. Obaj oczywiście chcieli wiedzieć, co o tym sądzę.

Marciniak pojawił się na konferencji „Everest” organizowanej przez lidera Konfederacji Sławomira Mentzena. Impreza miała charakter komercyjny, czyli zaproszony gość dostaje za obecność ustaloną wcześniej stawkę. Następnie pojawiły się informacje, że za moment UEFA odbierze mu prowadzenie finału, bowiem jego obecność powiązano ze wspieraniem skrajnej prawicy ze względu na osobę odpowiedzialną za organizację, a posiadającą takie poglądy. Dlatego Marciniak wydał oświadczenie:

"Mam nadzieję, że to oświadczenie dotrze do wszystkich zainteresowanych, a w szczególności do osób, które były słusznie zaniepokojone i rozczarowane moim udziałem w imprezie „Everest” zorganizowanej w Katowicach w dniu 29 maja 2023 r. Pragnę serdecznie przeprosić za moje zaangażowanie i krzywdę, jaką mogło to spowodować. Po rozważeniu i przebadaniu sprawy stało się jasne, że zostałem poważnie wprowadzony w błąd i byłem całkowicie nieświadomy prawdziwej natury i powiązań przedmiotowego wydarzenia. Nie wiedziałem o związkach wydarzenia z polską skrajną prawicą. Gdybym był tego świadomy, kategorycznie odrzuciłbym zaproszenie. (…) Całym sercem potępiam wszelkie formy nienawiści, dyskryminacji lub nietolerancji, ponieważ nie ma na nie miejsca w sporcie ani w społeczeństwie jako całości”.

Sprawa została wyjaśniona na tyle, że UEFA uznała argumenty za wystarczające, a Marciniak poprowadzi finał w Stambule. Trudno jednak nie pokusić się o kilka wniosków. Rozumiem, że stara się on wykorzystać swoje pięć minut bazując na ogromnej popularności, ale przyjmując ofertę wzięcia udziału w imprezie komercyjnej, powinien, jako osoba publiczna, pięć razy sprawdzić kto za taką imprezą stoi. Akurat w tym wypadku sprawdzić było wyjątkowo łatwo.

Marciniak powinien też pamiętać, co dla sędziego po meczu jest największym komplementem. To mianowicie, że nikt o nim nie mówi. I powinno być dla niego priorytetem, by jak najwięcej ciszy było także poza boiskiem.

Przed dwoma miesiącami przy okazji perypetii innego polskiego sędziego Pawła Raczkowskiego napisałem:

„Przed kilkoma dniami odbyłem ze znajomym długą rozmowę o, między innymi, kondycji polskich mediów. Przyznał, że irytuje go sposób przedstawiania w nich od kilku miesięcy Szymona Marciniaka. Odkąd dane mu było poprowadzić finał mistrzostw świata w Katarze, stał się w ojczyźnie celebrytą odpytywanym na wszystkie sposoby i na wszelkie okazje. I znajomego coraz bardziej to irytuje, bo, jak twierdzi, sędzia jest od sędziowania, a nie opowiadania, co mu powiedział Messi przy okazji jakieś sytuacji na boisku, jakby był jego kumplem. Choć wszyscy wiedzą, że nie jest, jednak chyba wolą udawać, że nie wiedzą, by zachłystywać się opowieścią.

Pomyślałem więc, że historia z Raczkowskim jest, jak to się mówi w branżowym slangu, rodzajem „gonga” dla całego sędziowskiego środowiska, by lekko otrzeźwiało po sukcesie związanym z nominowaniem naszego arbitra do prowadzenia ścisłego finału w Katarze. Nie wiem, czy pomyślałem słusznie, ale jako bardzo przekorna puenta do całej opowieści pasuje mi wyśmienicie”.

Po dwóch miesiącach pasuje jeszcze lepiej, okazała się wręcz prorocza.

▬ ▬ ● ▬