Goszczenie prezesa

Fot. Trafnie.eu

Przy okazji finału Pucharu Polski zaliczyłem szybkie korepetycje z historii lubelskiej piłki. W roli korepetytora wystąpił były prezes miejscowego Motoru.

Pana Adama Głowacza, bo o nim mowa, poznałem dzięki Władkowi Żmudzie. Rządził Motorem w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy najsłynniejszy jego wychowanek zaczynał karierę. Dziś, w wieku 91 lat, zadziwia żywotnością, energią i, może przede wszystkim, fenomenalną pamięcią. Wszystkiego mogą mu pozazdrościć nawet ci o pół wieku młodsi.

Pozostaje osobą niezwykle czynną, czego dowodem napisana niedawno książka o ukochanej dzielnicy Lublina – „Bronowice. Wdzięczność i pamięć”. Otrzymaliśmy z Władkiem po egzemplarzu z dedykacją od serca. Moja ma sześć linijek!

Pan Głowacz uraczył nas przy okazji kilkoma opowieściami, a przyznać trzeba, że opowiadać potrafi jak mało kto. Gdy do finału Pucharu Polski szykowali się w Lublinie piłkarze Cracovii i Lechii, on przypomniał jak prawie przed pół wiekiem, w 1971 roku, na rozstrzygający mecz turnieju finałowego o mistrzostwo Polski juniorów przyjechał pewien partyjny dygnitarz będący przy okazji prezesem PZPN. Oto jego opowieść:

„Wtedy prezesem PZPN był Wiesław Ociepka, przedstawiciel władzy politycznej z Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, który wkrótce miał zostać ministrem spaw wewnętrznych. Przyjechał do Lublina obejrzeć finał mistrzostw Polski juniorów. A prezesem naszego Okręgowego Związku Piłki Nożnej był Kazimierz Wójcik, zwolennik tak zwanej „pańskiej grupy” w Lublinie, skupionej wokół Lublinianki, gdy Motor był uważany za klub robociarzy.

Ociepka pojawił się w Lublinie już przed południem, o godzinie jedenastej. Mecz był o czwartej albo piątej po południu. Zadzwonił Wójcik:

- Przyjechał prezes. Co z nim zrobić?

Odpowiedziałem:

- Jakoś się nim zajmiemy.

Ociepka przyjechał z małżonką, która była ładną kobietą. Zaprosiłem ich do fabryki. Spotkał się z nimi Władysław, jeśli dobrze pamiętam imię, Puch. To był prosty człowiek, choć wiceprezes klubu, a jednocześnie poseł. I on wręczył Ociepce odznaczenie „Zasłużony dla Fabryki Samochodów Ciężarowych”.

Spotkanie się zakończyło, ale była dopiero pierwsza godzina. Co z gośćmi dalej robić do meczu? No to zaprosiłem ich do swojego domu na Bronowicach na kawę i herbatę przygotowaną przez żonę. Dlaczego nie? Zgodzili się.

Minęła kolejna godzina, wybiła druga po południu i co dalej? Jeszcze dwie czy trzy do meczu. Zaproponowałem państwu Ociepkom wizytę w pięknym Kościele Dominikanów, pełnym starych malowideł. On spojrzał się na żonę, bo ona była osobą wiodącą, ale odpowiedział:

- A czemu by nie? Pierwszy raz ktoś nas zaprosił do kościoła!

Ksiądz dominikanin pokazał im nawet to, czego ja wcześniej nie widziałem. Jednak najważniejsze, że od tego momentu Robotniczy Klub Sportowy Motor miał wsparcie w PZPN. Bo wcześniej tam numerem jeden była Lublinianka, a my drużyną robotników, takich nie wiadomo jakich. I dopiero gra naszych juniorów otworzyła oczy wielu działaczom, także Ociepce, który nie był związany z piłką, raczej trafił do niej z urzędu. Znaleźliśmy w PZPN taką carte blanche i od tego momentu nie można nam już było zrobić krzywdy”...

O potem na stadionie Motoru przy alejach Zygmuntowskich towarzysz Ociepka nagrodził chłopców z miejscowej drużyny, którzy zdobyli mistrzostwo Polski juniorów. Wśród nich był stoper przerastający wszystkich pozostałych co najmniej o pół głowy. Tak zaczęła się wielka kariera legendy polskiej piłki – Władysława Żmudy.

▬ ▬ ● ▬