Granice rozumu

Fot. Trafnie.eu

Robert Lewandowski znów jest fenomenalny. Tak jak jeszcze niedawno był beznadziejny, po tym, jak wcześniej też był fenomenalny.

W niedzielę odbył się mecz o Superpuchar Niemiec. Bayern Monachium zdeklasował w nim Eintracht Frankfurt, zdobywcę krajowego pucharu z ubiegłego sezonu, wygrywając 5:0. I to na stadionie rywali, co nie wróży dobrze rozgrywkom Bundesligi przed ich startem, bo zapowiada się znów teatr jednego aktora. Na szczęście nie mój problem. Mam bardziej intrygujący temat…

W meczu o Superpuchar hat-tricka zaliczył Lewandowski. Niemieckie media wprost zachwycają się jego występem przyznając „klasę światową”. Jest to o tyle ciekawe, że te same media ledwie przed miesiącem pastwiły się nad nim bez najmniejszego znieczulenia, robiąc z Polaka po mistrzostwach świata nieudacznika. Smutne, że w jego ojczyźnie kopiowano wszystkie informacje wręcz bezrefleksyjnie.

Na szczęście nie jechałem w tym peletonie, który postanowił rozładować własne frustracje z powodu niezaspokojenia przez polską reprezentację  na turnieju w Rosji zbyt rozbudzonych oczekiwań. I Lewandowski szybko udowodnił kto miał rację. Gdy w niedzielę strzelał we Frankfurcie bramki za każdym razem przykładał dłoń do ucha wymownym gestem dając do zrozumienia, co sądzi o wcześniejszych opiniach.

Oczywiście każdy ma prawo krytykować kogo chce. Szczególnie w sporcie, w którym sinusoida ludzkich emocji jest zawsze wielka i stanowi naturalny sposób  reakcji na boiskowe wydarzenia. Zawsze jednak warto, by zachować granice zdrowego rozsądku, czy wręcz rozumu.

Podczas nagonki na Lewandowskiego najbardziej rozśmieszyło mnie pytanie, czy Bayern nie zrobił kroku w tył angażując Polaka na miejsce Mario Mandžukicia? Czyli co, z Chorwatem w składzie zdobywałby seryjnie Puchar Mistrzów? To chyba jedyny wniosek płynący z tego żenującego wywodu, skoro w Niemczech drużyna z Monachium zdobywa hurtowo wszelkie trofea. Widocznie komuś zależało, by zabłysnąć jeszcze jednym tekstem z chwytliwym tytułem.

Dla mnie Lewandowski, w porównaniu z  Mandžukiciem, to zawodnik z innej półki.  Wystarczy choćby porównać ich statystyki z Bundesligi w barwach Bayernu. Chorwat - 33 bramki w 54 meczach podczas dwóch sezonów. Polak – 106 bramek w 126 meczach podczas czterech sezonów.

Lewandowskiemu wystarczył pierwszy oficjalny mecz w nowym sezonie, by totalnie ośmieszyć tych, którzy z rozkoszą się nad nim pastwili. Nie sądzę jednak, by mieli ochotę ów fakt zauważyć.

 ▬ ▬ ● ▬