Groteska

Fot. Trafnie.eu

Obiecałem sobie, że prędko nie zajmę się znów jednym z moich ulubieńców, sportretowanym w ostatnim tekście, by nie stać się monotematycznym, ale...

Niestety się nie da. Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii Warszawa, nie pozwala bowiem o sobie zapomnieć nawet na chwilę. Im gorzej gra jego drużyna, tym więcej go w mediach. Właśnie postanowił podyskutować z kibicami za pośrednictwem czatu na Twitterze.

Jak czytam, zainteresowanie było bardzo duże. Analizując wypowiedzi pana prezesa nie mam wątpliwości, że zastosował starą jak świat metodę – zamiast się bronić, atakuj! Ponieważ jest zdecydowanie pod ścianą, jak to się kiedyś mówiło „nie ma dobrej prasy”, postanowił zminimalizować dotkliwość kolejnych ciosów sam je zadając innym. I poszedł po bandzie waląc na oślep, bo nawet w najbliższego współpracownika, czyli dyrektora klubu Radosława Kucharskiego. Najpierw wychwalał go za wiele zalet, by później zauważyć, że... (za: sport.tvp.pl):

„Kucharski również ma sporo wad. I muszę przyznać, użyję mocnego słowa, opier... go od czasu do czasu, bo sam się wk... jako człowiek. Jedną z tych wad są jego umiejętności komunikacyjne”.

To było zdecydowanie mało eleganckie, czego Mioduski raczej nie zauważył, a co tłumaczę chęcią pokazania się kibicom za pośrednictwem Twittera jako „swój chłop”. Nie wiem, czy pomysł kupili. Na pewno nie kupił jego kolejnej wypowiedzi trener Czesław Michniewicz, którego pan prezes postanowił upokorzyć zdecydowanie bardziej niż Kucharskiego (za: sport.tvp.pl):

„Jeśli chodzi o trenera Michniewicza, to trochę inna jest rzeczywistość od tego, co było prezentowane w mediach. Po pierwsze, to nie jest tak, że trener Michniewicz rzeczywiście przyszedł z jakimiś konkretnymi koncepcjami dotyczącymi sposobu gry, profili zawodników. Powiedział, że chce mieć mobilnych zawodników. Każdy chce mieć mobilnych zawodników. To nie jest wystarczający opis. To nie jest tak, że trener Michniewicz miał jakieś takie bardzo konkretne spojrzenie na to, kogo i gdzie chce. On właściwie był bardzo pasywny w tych w tych rzeczach. Dopiero po naszej lekkiej awanturze na początku tego sezonu, gdzie się w mediach pokazało, że zaczął narzekać, to pierwszy raz tak naprawdę był wysłany mail do Radka Kucharskiego z sześcioma pozycjami, na których widział wzmocnienia. Zostało wzmocnionych osiem, nie sześć”.

W odróżnieniu od jeszcze urzędującego dyrektora, były trener od razu odpowiedział prezesowi na Twitterze:

„Słyszę, że komuś się bardzo brzydko „ulało”.
Może kiedyś przyjdzie taki czas, że i mi się„uleje”.
Taka luźna myśl”.

Znając kwiecistość języka Michniewicza można być pewnym, że na pewno mu się uleje, raczej szybciej niż później, i pewnie dowiemy się ciekawych rzeczy. Ale najciekawsze jest co innego. Przed rokiem wydawał się wymarzonym kandydatem do objęcia gorącego stołka w Legii, skoro prezes klubu namówił go do porzucenia pracy z reprezentacją młodzieżową Polski. Nawet przez chwilę wyglądało to groteskowo, bo Michniewicz musiał jeszcze w ramach obowiązującego kontraktu poprowadzić mecz tej drużyny, a tego samego dnia w roli szkoleniowca (już) Legii w spotkaniu o Superpuchar Polski zastępował go asystent! Groteskowych sytuacji ciąg dalszy, skoro po roku okazało się, że nie za bardzo do czegokolwiek się nadawał. A jeśli tak, po co Mioduski go zatrudniał?

Teraz wymarzonym trenerskim kandydatem jest Marek Paprzun. Pewnie na Łazienkowską kiedyś trafi. Ciekawe co będzie o nim mówił, gdy zostanie zwolniony? Paprzun oczywiście, bo przecież prezes sam się nie zwolni.

▬ ▬ ● ▬