Groteskowo

Fot. Trafnie.eu

Po oświadczeniu opublikowanym przez Czesława Michniewicza spodziewałem się czasowego zawieszenia broni. Niestety jest zupełnie inaczej, chwilami wręcz...

Przypomnę, że chodziło o zapowiedź skierowania do sądu pozwu przeciwko Szymonowi Jadczakowi z Wirtualnej Polski i jego artykuł dotyczący kontaktów aktualnego selekcjonera z Ryszardem F., pseudonim Fryzjer. Michniewicz zdecydował w opublikowanym oświadczeniu:

„Dziś najważniejszym celem są mistrzostwa świata w Katarze, które rozpoczną się już za pięć miesięcy. Mam świadomość, że reprezentacja Polski, której jestem selekcjonerem, potrzebuje spokoju, aby dobrze przygotować się do turnieju. W tym okresie — w którym piłka znów powinna łączyć wszystkich Polaków, a nie dzielić — muszę być myślami z kadrą, a nie na sali sądowej.

Dlatego zdecydowałem, że do zakończenia mundialu moi prawnicy wstrzymują się z podejmowaniem jakichkolwiek działań w tej sprawie. Po turnieju będę walczył o swoje dobre imię. Teraz priorytetem jest dla mnie dobro reprezentacji i ta decyzja ma na celu zapewnienie jej optymalnych warunków przygotowań przed wyjazdem do Kataru. Przedstawicieli mediów proszę o uszanowanie mojej decyzji”.

Natychmiast pojawił się w mediach kolejny tekst w Wirtualnej Polsce wspomnianego wcześniej autora na ten sam temat, a w nim między innymi fragment (za: wp.pl):

„Udało nam się za to dodzwonić do Ryszarda Forbricha. Kilka razy zaznaczył, że nie chce rozmawiać. Stwierdził jedynie, że rozmów z Michniewiczem było nie 711, a dużo więcej. "Tysiące rozmów były" – stwierdził Forbrich. Ale zaznaczył, że od dawna nie ma kontaktu z obecnym selekcjonerem. I odmówił dalszej rozmowy ze względu na stan zdrowia. Nie odpowiedział też na przesłane pytania dotyczące m.in. kontaktów z Krzysztofem Stanowskim”.

Pojawił się bowiem nowy wątek związany z tym dziennikarzem. Jadczak przytacza informacje dotyczące jego kontaktów z „Fryzjerem”. Wysłał mu długą listę pytań, prosząc o ustosunkowanie się do nich. Niestety sam strzelił sobie w stopę pisząc (za: Twitter, pisownia oryginalna):

„W związku z przygotowywanym materiałem dziennikarskim proszę o przesłani odpowiedzi na poniższe pytania do dziś (30.06.2022) do godz. 19”.

Z czysto dziennikarskiego puntu widzenia to mało profesjonalne podejście, by traktować drugą stronę, nawet gdy nie ma się o niej zbyt dobrego zdania, tak wnioskuję, trochę jak na prokuratorskim przesłuchaniu. Dlatego autor nie powinien się dziwić, że pytany potraktował go taką odpowiedzią zamieszczoną na Twitterze:

„Czy w pańskiej pracy chodzi o to, by faktycznie usłyszeć zdanie drugiej strony. czy też po prostu odbębnić to - na zasadzie: zapytałem. nie odpowiedział. trudno i nawet lepiej. Mówiąc krótko: czy to próba poznania prawdy, stanowiska drugiej strony, czy wręcz przeciwnie? Moim zdaniem można to jeszcze podkręcić: wysłać pytania o 10:00 i dać czas na odpowiedź do 10:02. Taka porada ode mnie”.

Przesłane pytania były niezwykle szczegółowe:

„Jak wynika z billingów 22 maja 2005 r. zaraz po podaniu przez media informacji o zatrzymaniu Antoniego Fijarczyka [to był początek wielkiej afery korupcyjnej w poslkiej piłce] wykonał Pan połączenie telefoniczne do Czesława Michniewicza, który natychmiast dzwoni do Ryszarda Forbricha. Następnie Czesław Michniewicz wybiera numer do Pana, a po rozmowie z Panem łączy się z Ryszardem Forbrichem. Czy przypomina Pan sobie, czego dotyczyły rozmowy z Czesławem Michniewiczem w dniu podania informacji o zatrzymaniu Antoniego Fijarczyka?”

W odpowiedzi otrzymuje taki tekst traktujący drugą stronę z wyraźną wyniosłością, czy wręcz narcystycznym groteskowym napuszeniem:

„Co do pytań, to... Pamiętam jak dziś 12 kwietnia 2005 roku. Czesław Michniewicz zadzwonił do mnie i - jeśli przekręcę jakieś słowa, to przepraszam, ale postaram się  oddać tę rozmowę dokładnie - rozmowa przebiegała następujące (proszę o wierne zacytowanie).

- No część.

- Cześć.

- Co dzisiaj będziemy jedli?

- .la bym zjadł pizzę.

- Ok, to zamówić, a jaką?

- Wszystko mi jedno. byle nie hawajska.

Następnie pokłóciliśmy się o kwestie ananasa. Chociaż może to akurat było 11 kwietnia? Ale nie, chyba właśnie wtedy, 12 kwietnia, bo 11 kwietnia 17 lat temu rozmawialiśmy o opryskach na komary”. 

Na końcu tych butnych wywodów jest jednak odniesienie, w podobnym stylu, do kontaktów z „Fryzjerem”:

„A, no i jeszcze to „pytanie” o „Fryzjera”: że miałem „nakłaniać szefostwo redakcji do kontaktów z nim”. Nieprawdopodobne jak można ubrać w słowa zwykłe rzeczy, żeby zabrzmiało gangstersko. Byłam wówczas szefem działu piłki nożnej W „Przeglądzie Sportowym”, więc pól gazety było na mojej głowie. Jak chłopaki robili „Listę Fryzjera” i dzwonili po różnych osobach, to ów „Fryzjer” - co chyba nie jest niczym dziwnym - dowiedział się o tym. Zadzwonił, że chce porozmawiać z naczelnym, więc powiedziałem naczelnemu. że tamten chce z nim porozmawiać. Ot, cała historia. Generalnie ja to nawet uważam. że należało z nim porozmawiać, na tej samej zasadzie ktoś kto pisał o mafii pruszkowskiej powinien porozmawiać z Pershingiem, gdyby tamten wyraził chęć. Ale może się nie znam”.

Ja może też się nie znam, ale wydaje mi się, że sprawa nabiera niestety groteskowych odcieni. Mam tylko nadzieję, że poprzez selekcjonera do mistrzostw świata w Katarze nie ucierpi na tym reprezentacja. 

   ▬ ▬ ● ▬