2019-09-07
Grzech pychy
Polska przegrała w Lublanie ze Słowenią 0:2 w meczu eliminacyjnym do EURO 2020. Ten wynik dał odpowiedź na dwa mocno irytujące mnie pytania.
Pierwsze z nich brzmiało – czy reprezentacja zakończy eliminacje bez straty punktu? Drugie – czy zakończy je też bez straty bramki? Oba dowodzą, że wśród rodaków nic się nie zmieniło w sposobie postrzegania możliwości rodzimego futbolu. Widać, że ze świadomości został już skutecznie wyrugowany kac po zeszłorocznych mistrzostwach świata w Rosji. Czyli znów patrzą na świat z pozycji europejskich potęg, jak, nie przymierzając, z Madrytu czy z Paryża. Bo tylko tak można tłumaczyć wspomniane pytania i związany z nimi brak choćby minimum pokory.
Pamiętam podobne nastroje przed dwoma laty przed meczem z Danią w Kopenhadze, też na początku września. Wtedy niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy awans nastąpi po zwycięstwie z Duńczykami, czy dopiero po pokonaniu Kazachstanu kilka dni później? Tak jeszcze w czwartek, czy do EURO 2020 awansujemy już we wrześniu? I wtedy, i teraz grzech pychy został boleśnie ukarany.
Słoweńcy wyszli na mecz wyjątkowo zmotywowani i niezwykle agresywnie ruszyli do walki z orłami Jerzego Brzęczka. Trudno się więc dziwić, że w konsekwencji dało to im dwubramkowe zwycięstwo. Tym bardziej, że Polacy nie stwarzali sobie praktycznie poważnych okazji do zdobycia bramki.
Choć paradoksalnie, przy stanie 0:2, jedną zdobyli, ale nie wiedzieć czemu sędzia jej nie uznał. Jedynym logicznym wytłumaczeniem może być faul Roberta Lewandowskiego w wyskoku do piłki tuż przed zgraniem jej głową do strzelca gola Kamila Grosickiego. Ale moim zdaniem taka interpretacja to nonsens, żadnego faulu nie zauważyłem. A może sędzia zauważył coś więcej? Trudno jednak na podstawie tej jednej sytuacji budować teorię, że gdyby bramka została uznana, pewnie mecz nie zakończyłby się porażką.
Czyli drużyna Brzęczka straciła pierwsze bramki i punkty w walce o awans do finałów mistrzostw Europy. I stwierdzenie, które jeszcze niedawno słyszałem - „No bądźmy poważni, przecież nie możemy nie awansować na EURO 2020!” - przestało być takie oczywiste. W połowie eliminacji przewaga nad trzecią w tabeli Słowenią i czwartym Izraelem (awansują bezpośrednio pierwsze dwie drużyny) wynosi cztery punkty, a do rozegrania jeszcze pięć meczów.
Wynik w Lublanie dedykuję autorom dwóch teorii. Pierwszą wymyślili spece od taktyki. Przekonywali przecież, że gdy gramy dwoma napastnikami, to gra wreszcie wygląda jak należy. W odróżnieniu od ustawienia z jednym, bo podobno wtedy jest dramat. No to Brzęczek posłał w piątek do boju dwóch, Lewandowskiego i Piątka. Jestem niezmiernie ciekawy, co teraz powiedzą autorzy owej teorii? A przy okazji - patrząc na grę Krzysztofa Piątka trudno się dziwić, że przestało dla niego starczać miejsca w wyjściowym składzie Milanu...
I jeszcze druga teoria, stworzona po trzech pierwszy meczach eliminacyjnych, o fatalnej grze Polaków. Szczególnie po tym wyjazdowym z Macedonią Północną. Podobno „nie dało się tego oglądać”, choć drużyna miała na koncie trzy zwycięstwa! Ciekawy jestem, czy zwolennikom podobnych głupot łatwiej było teraz oglądać porażkę w Lublanie?
▬ ▬ ● ▬