Humory dopisywały i dopisują

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacji Polski wreszcie udało się ograć sąsiadów. A mnie przy okazji udało się rozwiązać niezwykle intrygującą zagadkę związaną z dwoma jej piłkarzami.

Przyznam, że trochę bałem się odpalać internet i włączać telewizor po meczu. Bo bałem się, że euforia już zupełnie przesłoni zdrowy rozsądek. Na szczęście obok ogólnonarodowego szaleństwa znalazłem też wiele trzeźwych ocen tego, co wydarzyło się w sobotni wieczór w Warszawie.

Polska po raz pierwszy w historii wygrała z Niemcami. Dopiero w dziewiętnastym oficjalnym meczu z sąsiadami. W meczu piłkarskim, bo w innych sportach zespołowych lała ich ostatnio wręcz na zawołanie. Do tego pokonała aktualnych mistrzów świata. Mistrzów przetrzebionych przez kontuzje, ale mimo wszystko wynik robi wrażenie, nie tylko nad Wisłą. Dostałem maila z gratulacjami od znajomego Irlandczyka. Chyba pierwszy raz ktoś zachwycił się rezultatem osiągniętym przez reprezentację kraju, w którym mieszkam, choć trochę tych znajomych na świecie mam.

Przed meczem jakieś przeczucie podpowiadało mi, że Polska tego meczu nie przegra. Przeczucie trochę irracjonalne, bo oceniając rzeczy realnie, nie było do tego najmniejszych podstaw. A już po pierwszych kilku kopnięciach piłki widziałem, że nie jest dobrze. Na Narodowym grali tylko Niemcy, Polacy starali się im przeszkadzać. Pomyślałem wtedy, że jeśli orły Nawałki dowiozą do końca remis, będzie prawie cud.

I chyba rzeczywiście zdarzył się cud. Bramka zdobyta na początku drugiej połowy sprawiła, że gospodarze dostali nieprawdopodobnego kopa.

„Gdy strzela się bramkę w takim meczu, stadion eksploduje” - przyznał Maciej Rybus. „Kibice bardzo nam pomogli. Byli z nami do końca”.

W tym momencie Polacy wygrali ten mecz w głowach. W nich się zawsze wszystko zaczyna. Widać to było w każdym ruchu. Jeszcze więcej biegali, jeszcze więcej walczyli. I wywalczyli w końcówce drugą bramkę. Dowód, że piłka potrafi być okrutna. Oddać trzy celne strzały i zdobyć dwa gole? I to w pojedynku z aktualnymi mistrzami świata? W tej dyscyplinie nagradzani są wyłącznie skuteczni!

„Dziś niebiosa były z nami” - jak zauważył prezes Boniek.

Nic dodać, nic ująć.

Żałowałem, że Polacy nie grali z Niemcami już we wrześniu na początku eliminacji. Biorąc pod uwagę ich problemy po zdobyciu mistrzostwa świata, czym wcześniej się na nich trafi, tym lepiej. Z każdym kolejnym meczem będzie trudniej. Okazało się, że w październiku było już trudniej, ale jeszcze udało się wygrać 2:0.

Potencjał niemieckiego futbolu jest jednak ciągle wielki. Pół reprezentacji Joachima Löwa, czyli ci zdrowi, i ci co ciągle chcą w niej grać, to nadal ogromna siła, mimo słabszego dnia w Warszawie. Na razie to problem przede wszystkim Irlandczyków, którzy zmierzą się z Niemcami we wtorek.

Przy okazji udało mi się rozwiązać intrygującą zagadkę nie dającą spokoju od piątku. Przypomnę tylko, że podczas konferencji prasowej przed meczem Grzegorz Krychowiak między dwoma zdaniami powiedział niespodziewanie „Bierhoff”. Teoretycznie bez sensu. Rozbawił tym do łez Wojciecha Szczęsnego. Podejrzewałem, że umówili się, by zrobić taki numer. Udało mi się zapytać o to polskiego bramkarza, bohatera meczu z Niemcami.

„Ja nic nie wiem, nic nie wiem” - odpowiedział.

Ale po minie było widać, że nie należy go traktować poważnie. Próbował jeszcze gubić trop:

„Przecież to „Krycha” mówił”.

W końcu jednak, jak dziecko przyznające się do psoty, wyjawił, że była między nimi umowa:

„No była, była...”

Jak widać chłopaki potrafią świetnie się bawić. I to nawet przed ważnym meczem. Najważniejsze, że także po meczu humory im dopisują!

▬ ▬ ● ▬