Ile warci są licealiści?

Fot. Trafnie.eu

Od dwóch dni obserwuję niezwykle ciekawe zjawisko. Stanowi wypadkową utraty pamięci i przekonania o własnej nieomylności.

Przypomniał mi się mecz z Niemcami we Frankfurcie sprzed dwóch lat i wielkie tytuły - „Jedziemy po trzy punkty”. Niestety nie było nawet jednego. A co było? Niemal entuzjastyczne recenzje po meczu mimo porażki. Że Polska zagrała naprawdę dobrze. Że znacznie lepiej nawet niż w wygranym meczu z Niemcami na początku eliminacji do EURO 2016, z czym się akurat zgadzam.

Jedno się za to nie zgadza. Jeśli miały być trzy punkty, a nie były, powinna być żałoba i dogłębna analiza bolesnej porażki. A skoro tę porażkę przekuto w sukces, wszystko bazuje na jednym wielkim zakłamaniu i raptownej utracie pamięci.

Wspomniałem o tym meczu z Niemcami, bo równie obłudne podstawy ma teraz ocena występu polskich orłów na młodzieżowych mistrzostwach Europy rozgrywanych w ich ojczyźnie. Nagle się okazało, że nikt nie jest specjalnie zaskoczony ich wynikami.

Włączam telewizor i dowiaduję się, że te nadzieje na sukces były zupełnym nieporozumieniem. Kto w ogóle mógł czegoś takiego oczekiwać? Przecież w kadrze są głównie piłkarze z polskiej ligi, a wiadomo jaka ta liga prezentuje poziom. Tylko czy ja nie słyszałem jeszcze kilka dni wcześniej w tej samej stacji, że „damy radę”, że mamy „naprawdę silny zespół”?

W tej samej sprawie głos zabrał prezes PZPN Zbigniew Boniek. Oto co powiedział odpowiadając na pytanie, czy celem drużyny było wyjście z grupy (za: przegladsportowy.pl):

„Gdyby było takie zadanie, to ja nie byłbym prezesem. Znałem dobrze wartość tej drużyny i wiedziałem, że gdyby zagrała w najmocniejszym składzie, z Zielińskim i Milikiem, jej wartość skończyłaby w górę o 50 procent. I wtedy mielibyśmy inną rozmowę i oczekiwania. Wiedziałem, że jesteśmy po prostu słabsi”.

Nie wątpię, że pan prezes prawidłowo potrafił ocenić możliwości drużyny, bo pamiętam, Że nigdy balonika nie pompował. Ale skoro już potrafił, powinien ustalić spójną dla swojego związku wykładnię oczekiwań, że tak naukowo to ujmę. Bo skoro Marek Koźmiński mówił, że celem jest półfinał, czyli pozycja medalowa, coś się nie zgadza. Przecież to wiceprezes tego samego związku, którym rządzi Boniek!

Pana prezesa z pewnością boli porażka wizerunkowa, jaka zafundowali mu młodzi piłkarze. Próbuje więc znaleźć jakieś usprawiedliwienie. I znalazł - brak Milika i Zielińskiego. Po pierwsze, wzrost wartości drużyny dzięki nim o pięćdziesiąt procent, to bajka. Najpierw musieliby stać się integralną częścią drużyny, skoro w ogóle w niej nie grali. A nie stali by się na pewno, skoro, nie oszukujmy się (!), nie chcieli za bardzo w niej grać.

Po drugie, przecież pan prezes sam był temu przeciwny, mówiąc w marcu TVP Sport:

„Karol Linetty, Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik są już w liceum, a chcemy ich cofnąć do ósmej klasy. Czy taki powrót będzie dla nich dobry?”

▬ ▬ ● ▬