Im mniej słów...

Fot. Trafnie.eu

Cezary Kulesza został nowym prezesem PZPN. Po dziewięciu latach panowanie zakończył Zbigniew Boniek. Trudno udawać zaskoczenie tym faktem.

W Warszawie odbyło się Walne Zgromadzenie Sprawozdawczo-Wyborcze Polskiego Związku Piłki Nożnej. Głównym jego punktem były wybory nowego prezesa. Opóźnione o rok, bowiem z powodu pandemii kadencja poprzedniego została ustawowo wydłużona. W środę Boniek po raz ostatni wystąpił w roli prezesa. Zgodnie z obowiązującym prawem na trzecią kadencję kandydować już nie mógł. Zastąpił go Kulesza.

Wyborom towarzyszyły mniej więcej takie emocje, jak na przykład meczowi drużyny w ostatniej kolejce sezonu, przed którą już właściwie zapewniła sobie tytuł mistrzowski. Musiałaby przegrać różnicą dziesięciu bramek, co wydawało się oczywiście niemożliwe.

Tak samo było z wygraną Kuleszy. Zjazdowi nie towarzyszyły dosłownie żadne emocje. Ani przed rozpoczęciem obrad, ani na sali, ani w kuluarach. A już kilka zjazdów przeżyłem, więc mam skalę porównania i mogę coś na ten temat powiedzieć. Od wielu dni w mediach pojawiały się informacje, że Kulesza ma praktycznie zapewnione zwycięstwo. Bazowały na mniej lub bardziej oficjalnych deklaracjach jego poparcia przez delegatów. Przede wszystkim okręgowych związków, klubów Ekstraklasy i pierwszej ligi, bo to oni mieli najwięcej głosów. I z tej rachuby wychodziło, ze wygrać może tylko on.

Konkurował z nim dotychczasowy wiceprezes Marek Koźmiński, któremu, czym bliżej wyborów, tym mniejsze dawano szanse na zwycięstwo. Zanim doszło do głosowania, głos zabrali obaj kandydaci. Koźmiński mówił długo i emocjonalnie. Prowadzący obrady zwrócił mu nawet uwagę po dwudziestu minutach, by starał się kończyć swoją przemowę. Było w niej mnóstwo żalu do środowiska piłkarskiego, że postrzega go jako „winnego” tego, co działo się w związku przez ostatnie dziewięć lat, choć sam związek, na trwającym zjeździe, oficjalnie ocenia praktycznie bez żadnych zarzutów.

Potem głos zabrał Kulesza. Jeszcze nie zaczął, a już skończył. Może mówił ze dwie minuty, może ze trzy, nie liczyłem, ale naprawdę niewiele więcej. Jego wystąpienie sprowadziło się do wniosku – ocenicie mnie po czynach. I można jeszcze wyciągnąć drugi – im kto mniej mówi, tym większe szanse ma na zwycięstwo. Bo Kulesza wręcz zmiażdżył Koźmińskiego. W pełni potwierdziły się wszelkie prognozy – wygrał 92 do 23!!!

Trzeba postawić proste pytanie – czy to dobry kandydat na prezesa? Albo inne – jak będzie przebiegała jego kadencja? Czy sobie poradzi na odpowiedzialnym i niełatwym stołku, jako szef związku bacznie obserwowany przez wszystkich kibiców i wszystkie media zajmujące się (nie tylko) sportem?

Tego nie wiem, bo tego nie wie nikt z Kuleszą włącznie. Na jedno chciałbym zwrócić uwagę. Na pewno zna się na piłce i potrafi nią umiejętnie zarządzać. Udowodnił to w Białymstoku. Jako prezes i współwłaściciel Jagiellonii zrobił z niej profesjonalny klub, którego drużyna nie broni się przed spadkiem, ale w każdym sezonie ma ambicje grać o coś. Ma też zdrowe finanse, piękny stadion na miarę potrzeb i ośrodek treningowy.

Trzeba pamiętać, że Białystok nie jest miastem o tak wielkim potencjale, jak Warszawa, Poznań czy Kraków. A jednak Jagiellonia kierowana przez Kuleszę potrafiła rywalizować z powodzeniem z drużynami z tych ośrodków. Jestem dla niego pełen uznania, że potrafił tego dokonać.

Jedyna wątpliwość związana z Kuleszą - czy będzie potrafił tak dobrze radzić sobie w PZPN, jak radził sobie w klubie? To jednak zupełnie inne wyzwania i skala trudności. Mam nadzieję, że sobie poradzi, czego mu życzę. Sobie zresztą też...

▬ ▬ ● ▬