Iskry już lecą

Fot. Trafnie.eu

Rozpoczął się właśnie pierwszy mecz sezonu 2016/17, czyli derby Manchesteru. Na razie mają jednego bohatera, który nie chce nim być. Ale nie ma wyjścia.

W piątek odbyła się w Monachium konferencja prasowa, w której wziął udział bohater ostatniego okienka transferowego. Nie chodzi jednak o Brazylijczyka Alexa Teixeirę kupionego przez chiński Jiangsu Suning z Szachtara Donieck za rekordowe 50 mln euro. Nie wiem zresztą czy słowo „rekordowe” jest jeszcze aktualne. Być może jakiś inny chiński klub już pobił ten rekord. Wyjaśniałem niedawno dlaczego średnio mnie to podnieca, więc nie będę się ponownie rozwodził nad wspomnianą rozrzutnością.

Dla mnie prawdziwym bohaterem styczniowego okna był Pep Guardiola. Nie tylko dla mnie zresztą, bo gdzieś w internecie trafiłem na tytuł o takiej treści w podsumowującym transfery tekście. O odejściu trenera w czerwcu z Bayernu Monachium najpierw spekulowano, potem je potwierdzono. Wreszcie potwierdzono też, gdzie będzie pracował w nowym sezonie – w Manchesterze City. Nazwa wcześniej pojawiała się w spekulacjach, więc wielkiego zaskoczenia nie było.

Nie było też zaskoczenia, że dziennikarze chcieli dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat na pierwszej konferencji prasowej z wyżej wymienionym po oficjalnym jego transferze do Anglii. Trafili jednak na ścianę. Guardiola wygłosił pogadankę, że nie szanuje się już trenerów i że przychodzi na konferencje prasowe, bo musi. Oburzył się, że zadają mu ciągle te same pytania, że nie interesuje ich piłka, gra drużyny, itd.

Z jednej strony można go zrozumieć. Z drugiej, jego pretensje są mocno obłudne, bowiem także dzięki podobnym pytaniom kręci się ten cały piłkarski biznes. Kibiców bardziej od taktyki interesują plotki o wielkich klubach i ich gwiazdach. A on jest, czy mu się to podoba, czy nie, jedną z nich. Tak w dużym skrócie działa mechanizm napędzający machinę (sprzedaż biletów na mecze, klubowych pamiątek, abonamentów kodowanych kanałów telewizyjnych itp.) zarabiania pieniędzy, dzięki której Guardiola pobiera astronomiczną pensję.

Jeśli nie podobają mu się niemieckie media, to znaczy, że nie ma pojęcia co czeka go w Anglii. Tam dopiero zostanie przeczołgany bez żadnego znieczulenia. Już obsadzono go w jednej z dwóch głównych ról serialu bez końca. Drugą ma otrzymać Jose Mourinho, który podobno zostanie następcą Louisa van Gaala w Manchesterze United.

To wymarzony prezent dla (nie tylko) angielskich brukowców. Dostali gotowy scenariusz, który perfekcyjnie się sprawdzał w lidze hiszpańskiej pod hasłem „Real – Barcelona”. Teraz szykuje się nowa wersja. Dwa wielkie kluby w jednym mieście, a w nich dwóch menedżerów, którzy za sobą (w łagodnej wersji) nie przepadają. Wystarczy tylko umieścić ich nazwiska obok siebie, a iskry już same lecą.

Właśnie dlatego rozpoczął się w mediach mecz Guardiola kontra Mourinho. Strach pomyśleć co się będzie działo, gdy okaże się, że ten drugi rzeczywiście obejmie w przyszłym sezonie Manchester United.

▬ ▬ ● ▬