2016-03-03
Ja jestem BONIEK!
Prezes PZPN kończy w czwartek sześćdziesiąt lat. Wystarczający powód, by poświęcić mu kilka słów. Choć urodzinowa laurka to raczej nie będzie.
Wielokrotnie słyszałem taką anegdotę. Ktoś rozmawia ze Zbigniewem Bońkiem. W końcu przedstawia argumenty, na które ten nie ma już zadowalającej odpowiedzi. A wtedy pada pytanie:
„A kim pan właściwie jest? Ja jestem BONIEK!”
Nigdy sam nie doświadczyłem takiej sytuacji. Nigdy też nie byłem jej świadkiem. Nie wiem więc, czy jest prawdziwa. Ale wiem, że wręcz idealnie oddaje charakter miłościwie panującego prezesa PZPN.
Zanim został nim wybrany, zaliczył całkiem udaną karierę piłkarską. Był wiodącą postacią Widzewa Łódź w najlepszym dla tego klubu okresie. Potem z powodzeniem grał, między innymi u boku Michela Platiniego, w barwach Juventusu Turyn, z którym zdobył Puchar Mistrzów, Puchar Zdobywców Pucharów, Superpuchar Europy, Puchar Interkontynentalny – najcenniejsze klubowe trofea, jakie można było zdobyć.
No i jeszcze reprezentacja Polski, czyli trzecie miejsce na mistrzostwach świata w 1982 roku w Hiszpanii. A w drodze po medal niezapomniany mecz z Belgią i trzy bramki Bońka. Tyle wystarczy, by przejść do historii. I z pewnością się w niej zapisał. Jest rozpoznawalny nie tylko w Polsce i we Włoszech.
Ale wiele osób pamięta go też z innych powodów. Zawsze wygadany, pewny siebie, wręcz bezczelny. Zaszedł za skórę niejednemu na swej drodze. To był jego znak rozpoznawczy na równi z celnymi podaniami i strzelanymi bramkami.
Gdy skończył karierę piłkarską, musiał się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Postanowił zostać trenerem. Po kilku epizodach we Włoszech poczuł się na tyle mocny, że postanowił przejąć reprezentację Polski po nieudanych finałach mistrzostw świata w 2002 roku w Korei. Pamiętam jak próbował grać trójką obrońców. Jakiś dziennikarz zapytał:
„A jeśli tylu nie wystarczy?”
Odpowiedział w swoim stylu:
„Musi!”
Jednak nie musiało. I okazało się, ze Boniek wcale nie musi być trenerem. Rezygnacja z tego zawodu była moim zdaniem jedną z najmądrzejszych decyzji w jego życiu. Nie każdy nadaje się do owej profesji. Całe szczęście, że dość szybko zdał sobie z tego sprawę. I dość szybko zaczął jako ekspert pouczać tych, którzy przy zawodzie pozostali.
Już czwarty rok uzdrawia polską piłkę jako prezes PZPN. Jeśli wierzyć wydziałowi propagandy związku, to nieustające pasmo sukcesów. Jeśli coś się jednak jakimś cudem nie udało (choćby wielkie oczekiwania wobec reprezentacji młodzieżowej), również jakimś cudem szybko się okazywało, że właściwie nigdy nie miało wielkiego znaczenia.
Niedawny zjazd PZPN był pierwszą jawną porażką pana prezesa, który od razu próbował ją zbagatelizować wyżywając się bez znieczulenia na największych oponentach, co wyglądało trochę zabawnie, trochę żałośnie. Chyba najlepiej stan (nie tylko) ducha Bońka oddaje wypowiedziane przez niego zdanie zaraz po zakończeniu zjazdu, gdy był przepytywany przez grupę dziennikarzy (cytat z pamięci):
„Nie będę ukrywał, że żyła mi w środku chodzi”.
Czego życzyć z okazji tak pięknych urodzin? Oczywiście zdrowia. No i chyba też zdrowego rozsądku.
PS: Z uwagą poczytam, co w czwartek o prezesie napiszą inni. Mniej więcej wiem, co kto spłodzi, więc pewnie nikt mnie nie zaskoczy...
▬ ▬ ● ▬