Jednak nie cudotwórca

Zakończyła się faza  grupowa bieżącej edycji Ligi Mistrzów. No, prawie, bo jeden mecz się nie odbył. Zdecydowanie mocniejszy od piłkarzy okazał się atak zimy.

Na czwartek wyznaczono nowy termin meczu w Bergamo miejscowej Atalanty z Villarrealem. W środowy wieczór nie mógł się odbyć, ponieważ na północy Włoch napadało tyle śniegu, że nie udało się uprzątnąć go z boiska, by nadawało się do gry. Jedna ze wspomnianych drużyn dołączy do pozostałych piętnastu, by na wiosnę walczyć w 1/8 finału Ligi Mistrzów.

W tej rundzie zabraknie kilku znanych drużyn, takich jak Milan, Borussia Dortmund, Sevilla czy Barcelona. Szczególnie brak tej ostatniej wzbudził mnóstwo emocji. Dała się wyprzedzić w grupie Bayernowi Monachium i Benfice Lizbona. Jeszcze przed sezonem można było taką potencjalną kolejność uznać wręcz za sensacyjną. Z każdym kolejnym tygodniem i następnym rozegranym meczem już nie.

Dla mnie zesłanie Barcelony do gorszych rozgrywek, czyli automatyczny występ w fazie pucharowej Ligi Europy na wiosnę, nie jest nawet niespodzianką. I nie piszę tego z efekciarskim nastawieniem, raczej po zimnej analizie faktów. A te są dla drużyny z Katalonii bezwzględne. Po odejściu kilku czołowych zawodników, przede wszystkim Leo Messiego, z dawnej wielkości została tylko nazwa.

To w tej chwili drużyna najwyżej średniej klasy europejskiej, co było boleśnie widać w środowym meczu z Bayernem w Monachium. Przy pustych trybunach, ze względu na powracające obostrzenia związane z koronawirusem, gospodarze grali z Barceloną jak w sparingu z jakim rywalem z niższej ligi. Żal było patrzeć na gości, którzy musieli wygrać, by marzyć o drugim miejscu w grupie. Okazało się to misją totalnie niewykonalną. Bayern ich zmiażdżył, robił na boisku co chciał, wygrywając na wielkim luzie 3:0.

Ciekawe, że w pomeczowych komentarzach nikt nie kopał trenera przegranych, jak kopał bez znieczulenia jego poprzednika. Okazało się, że „świat Barcelonie odjechał”, że ma mnóstwo „słabych punktów”, że to wręcz „przepaść”. Czyli po prosto słaba drużyna.

Ale gdy jeszcze niedawno jej trenerem był Ronald Koeman zrobiono z niego totalnego nieudacznika odpowiedzialnego za wszystkie grzechy klubu znajdującego się w totalnym dole. Kiedy zastąpił go Xavi, dawny gwiazdor Barcelony i jedna z jej największych legend, traktowano go jak zbawcę. Tak mogli myśleć tylko naiwni, a było ich mnóstwo.

Ja wolałem bronić Koemana, bo nie lubię, gdy kopie się kogoś bez zahamowań tylko dlatego, że nie może oddać. Patrząc na popisy Barcelony od początku sezonu wiedziałem, że nie jest za nie odpowiedzialny tylko jej trener. Szkoda, że nie widzieli tego inni, więc teraz muszą się czuć lekko skacowani. Ale to już nie mój problem, najwyżej Xaviego, który na pewno nie jest cudotwórcą i chyba zdaje sobie sprawę jakiej misji się podjął.

▬ ▬ ● ▬