Jeszcze piłka nie zginęła

Wybór bohatera kończącego się tygodnia nie był specjalnie trudny. W jego cieniu czegoś wyjątkowego, przy zachowaniu wszelkich proporcji, dokonał ktoś jeszcze.

Robert Lewandowski wyrównał w sobotę rekord słynnego Gerda Müllera. Tak jak on w sezonie 1971/72 strzelił w Bundeslidze w jednej edycji rozgrywek 40 bramek. Wynik kosmiczny, a do tego godne uznania zachowanie moment po wyrównaniu rekordu.

Gdy w wyjazdowym meczu Bayernu Monachium z Freiburgiem Lewandowski zdobył historycznego gola strzałem z rzutu karnego, podniósł koszulkę odsłaniając założoną specjalnie na tę okazję drugą, na której znajdował się portret najsłynniejszego niemieckiego napastnika z napisem: „4ever Gerd".

Medialnemu festiwalowi najlepszego polskiego napastnika przybył kolejny znaczący odcinek w rodzimych mediach. Wątpię, czy czegoś ważnego i ciekawego o karierze Lewandowskiego jeszcze nie napisano. A ponieważ ja też pisałem o nim wielokrotnie, nie będę się znów powtarzał. Przypomnę tylko przekornie, o czym mało kto już pamięta (chce pamiętać?), że uwielbiany dziś zawodnik, to ten sam, którego niemal zaszczuto po finałach mistrzostw świata przed trzema laty. Zrobiono z niego nieudacznika, głównego odpowiedzialnego za bezbarwny występ reprezentacji w trzech grupowych meczach, co było głupotą, a co zauważyłem już wtedy, a nie dopiero teraz.

Osiągnięcia Lewandowskiego są niewiarygodne biorąc pod uwagę, że na progu seniorskiej kariery był wręcz piłkarzem niechcianym, nawet w rezerwach Legii Warszawa. I był wtedy, nie bójmy się tego nazwać po imieniu, piłkarzem co najwyżej przeciętnym. Ale nieprzeciętna głowa i mentalność pozwoliły mu zrobić potem niewyobrażalne postępy. Ciągle je robi...

W cieniu Lewandowskiego podczas weekendu czegoś niewiarygodnego, z zachowaniem oczywiście wszelkich proporcji, dokonał jeszcze jeden zawodnik. Grek Georgios Giakoumakis w ostatniej kolejce holenderskiej ekstraklasy w meczu swojej drużyny VVV Venlo z FC Emmen bramki nie zdobył, bo w ogóle w nim nie wystąpił. Jednak w trzydziestu wcześniejszych strzelił ich aż 26 i został królem strzelców Eredivisie w sezonie 2020/21.

Teoretycznie nie jest to nic nadzwyczajnego, porównując jego skuteczność choćby z napastnikiem Bayernu. Swoisty fenomen Greka polega na czym innym. Został królem strzelców jako zawodnik drużyny, która… spadła z ligi, a grając dla takich bramki zdobywa się raczej z trudem. Jego najlepszy dorobek strzelecki w jednym sezonie (2016/17), to 11 trafień dla greckiej drużyny Platanias. Cały dorobek we wcześniejszych ośmiu sezonach wynosił 23 bramki!

W historii Giakoumakisa jest też polski wątek. Może już nie wszyscy pamiętają, że w ubiegłym sezonie był zawodnikiem Górnika Zabrze, wypożyczonym z AEK Ateny. Zdobył wtedy 3 gole w 12 meczach. Górnik mógł skorzystać z opcji wykupu Greka za 250 tysięcy euro, co było dla klubu z Zabrza zbyt wysoką kwotą.

Dlatego Giakoumakis w kończącym się sezonie wylądował w Holandii. To, co tam wyprawiał, przeszło najśmielsze oczekiwania wszystkich, chyba łącznie z nim, i jest naprawdę trudne do logicznego wytłumaczenia. I bardzo dobrze, bo jego przykład, podobnie jak i Lewandowskiego dowodzi, że w piłce ciągle możliwe są rzeczy wręcz nieprawdopodobne. Czyli naprawdę trudno się nią znudzić. Zawsze w takich momentach mam ochotę napisać → patrz tytuł!

▬ ▬ ● ▬