Kiedy się wreszcie pomylę?

Dwóch młodych, obiecujących polskich piłkarzy zmieniło kluby. Jeden z ojczyzny wyfrunął, drugi po krótkim zagranicznym wojażu w niej wylądował.

Zacznę od drugiego, Mateusza Żukowskiego, który został do końca sezony wypożyczony z Glasgow Rangers do Lecha Poznań. W Szkocji był od początku roku, ale za wiele się nie nagrał. Za to w klubie, do którego trafił rywalizacja jest ogromna, dlatego w jego CV przybył zaledwie jeden występ w Pucharze Szkocji i zero w Scottish Premiership. Na stronie internetowej nowego klubu zawodnika pojawiła się oczywiście informacja o jego pozyskaniu, a w niej taki fragment:

„Żukowski nie żałuje czasu spędzonego w Szkocji. - Mam nadzieję, że pokażę to, co przez kilka miesięcy nauczyłem się w Rangers. Wracam do Polski jako lepszy piłkarz i człowiek”.

Można więc zapytać dlaczego tak szybko wrócił, skoro nauka okazała się tak istotna? Bo w tym trochę, jak dla mnie, brak logiki. Tylko pół roku (nie)grania w lepszym klubie? Jeśli ktoś rzeczywiście chce się uczyć, powinien tam zostać dłużej, a nie odbierać sobie szybko szansy na dalszą naukę.

Przypomnę, że gdy Żukowski w styczniu przenosił się do Rangersów ostrzegałem, że jego pozyskanie to (niestety) tylko uzupełnienie szerokiej klubowej kadry:

„Został ściągnięty by zastąpić swojego rówieśnika, prawego obrońcę Nathana Pattersona, sprzedanego na początku stycznia do Evertonu za (według transfermarkt.co.uk) 12,6 milionów funtów! Już samo porównanie sumy transferowej, z tą zapłaconą za byłego piłkarza Lechii, jest miażdżące. (…) Dlatego wątpię, by na razie dostał szansę regularnej gry w lidze szkockiej, skoro miał z nią problemy jego poprzednik, oceniany znacznie wyżej”.

Niestety nie pomyliłem się, co nie było specjalne trudne. Wystarczyło tylko odpowiednio ocenić realia. I te prezentowane przez zawodnika, i te panujące w klubie, do którego trafił.

Można zmienić nazwisko i na zasadzie „kopij – wklej” będzie gotowe ostrzeżenie dla innego młodego piłkarza, który przenosi się do włoskiego AC Milan. Towarzyszy temu, jak zwykle w podobnych przypadkach, euforia w rodzimych mediach (za: interia.pl):

„Ten transfer to majstersztyk Górnika Zabrze. 16-letni Dariusz Stalmach przenosi się do AC Milan. Na tym transferze zabrzanie zarobią ok. 700 tys. euro + ewentualne bonusy, jeśli nastolatek będzie grał w ekipie słynnych »Rossoneri«".

Nie wiem na czym ten majstersztyk miałby polegać? Na spapraniu kariery młodemu i sympatycznemu chłopakowi, jeśli się okaże, ze trafił nie tam, gdzie trzeba? Bo skoro dużo bardziej doświadczony w ligowych bojach Żukowski nie miał szans na grę w dużo słabszej drużynie Rangersów, czy nawet bardziej utalentowany, ale posiadający mniejsze ligowe doświadczenia Stalmach będzie miał większe szanse na grę w dużo silniejszej drużynie? Pytanie raczej z gatunku retorycznych.

Podniecanie się sumą 700 tysięcy euro stanowi szczyt roztargnienia. Nikt w poważnej europejskiej piłce nie płaci tyle za poważnego piłkarza. Obawiam się niestety, że według panujących w niej brutalnych reguł jest to transfer z rodzaju „mięsa armatniego”. Za Stalmacha zapłacono tyle, co za przysłowiowe waciki. Czyli jak wypali, będą mieli z niego pożytek. Jeśli nie, spróbują chłopaka podpromować, gdzieś wypożyczą, by pozbyć się za kwotę gwarantującą choć niewielki zysk.

Tak ten biznes się kręci. I jak zawsze w podobnych przypadkach dodam – naprawdę bardzo chciałbym się pomylić! Bo gdy do Milanu przenosił się przed laty Bartosz Salamon i trafiłem na tekst, który krzyczał w tytule z wykrzyknikiem, że „zagra w jednym klubie z Balotellim”, napisałem:

„Na razie to jest w kadrze Milanu, tak jak i on. Czy zagra i kiedy, to się okaże”.

I niestety się nie pomyliłem, bo na ligowy debiut w barwach drużyny z Mediolanu się nie doczekał. Stalmach się doczeka?

▬ ▬ ● ▬