Kiedy zaczynają się puchary?

Fot. Trafnie.eu

Lech Poznań awansował do trzeciej rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej. Czyli koszmar polskiej piłki wziął sobie wolne. Na jeden dzień czy może na dłużej?

Ponieważ ze względu na koronawirusa w kwalifikacjach do europejskich pucharów rozgrywany jest tylko jeden mecz, w drugiej rundzie los przydzielił Lechowi konieczność walki o awans na wyjeździe ze szwedzkim Hammarby IF w Sztokholmie.

Przeciwnik nie budził panicznego strachu jak jeszcze niedawno inna szwedzka drużyna Malmö FF, która pewnie rozprawiła się w poprzedniej rundzie tych samych rozgrywek z Cracovią. Obawiano się za to jego boiska. Bo choć Hammarby rozgrywa mecze na pięknym nowoczesnym stadionie, to płyta tam położona ma sztuczną nawierzchnię.

Wtorkowy mecz pokazał, że granie na takim boisku to zupełnie inna piłka, co niewątpliwie musiało działać na korzyść gospodarzy. W całym meczu zauważyłem jedne wślizg, po którym zawodnik Hammarby zobaczył żółtą kartkę. Słusznie bo próbował nieprzepisowym wejściem naprawić swój błąd. Poza tym piłkarze nie korzystali zupełnie ze wślizgów, co na sztucznej nawierzchni nie jest żadnym zaskoczeniem. W całym meczu było w sumie osiemnaście fauli. A tyle, albo nawet znacznie więcej, popełnia grając na normalnej murawie zwykle jedna drużyna.

Ten zdecydowanie mniej kontaktowy futbol sprawił, że gra musiała wyglądać inaczej od tej, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. I może tym należy tłumaczyć, że Lech w pierwszej połowie prezentował się słabiej niż po przerwie. Czy potrzebował czasu, by przystosować się do innych warunków gry?

Być może, ale pomógł w tym bramkarz Filip Bednarek. Nikt nie miałby do niego najmniejszych pretensji, gdyby po kwadransie gospodarze objęli prowadzenia. Popisał się jednak znakomitą obroną, by po dwóch minutach uchronić Lecha w kolejnej groźnej sytuacji przed stratą bramki.

I na tym na szczęście harce gospodarzy się skończyły. Bo po przerwie Lech grający dużo bardziej agresywnie nie pozwalał im już dosłownie na nic. Wypunktował rywali wygrywając 3:0. Wynik naprawdę kosmiczny biorąc pod uwagę, kto w ostatnich latach lał naszych w europejskich pucharach, które stały się prawdziwym koszmarem polskiej piłki. I może jeszcze tym cenniejszy, że osiągnięty kilka dni po tym, jak z poznańskiego klubu odeszło dwóch kluczowych zawodników – Robert Gumny i Kamil Jóźwiak.

Zawsze miło, gdy polska drużyna pokona kogoś w pucharach, bo w ostatnich latach normą stało się, że to ją ktoś pokonywał już podczas letnich kwalifikacji. A jeszcze milej, że odniosła zwycięstwo, choć można by znaleźć wymówki, gdyby przegrała (tylko jeden mecz na wyjeździe, sztuczna nawierzchnia, itp., itd).

Nie przesadzałbym jednak z tymi zachwytami, bo takie pojawiły się po zwycięstwie Lecha. Pogratuluję mu z największą przyjemnością jeśli zakwalifikuje się do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Do tego potrzebne jest zwycięstwo w trzeciej rundzie z kimś z pary; grecki OFI Iraklion – cypryjski Apollon Limassol (ich mecz odbędzie się w czwartek). I potem jeszcze trzeba wyeliminować pewnie znacznie groźniejszego rywala w czwartej rundzie, jeśli oczywiście uda się przejść trzecią. I tak naprawdę dopiero wtedy zaczną się prawdziwe puchary, czyli ich rozgrywki grupowe.

Na razie można powiedzieć, że koszmar polskiej piłki wziął sobie wolne. Czy tylko na jeden dzień, czy może na dłużej, przekonamy się w czwartek, gdy w tych samych rozgrywkach Piast zagra w Gliwicach z austriackim Hartbergiem.

▬ ▬ ● ▬