Kogo śmieszą moraliści i...

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o dwóch tematach, które zwróciły moją uwagę choć, stanowiły zaledwie tło teoretycznie ważniejszych wydarzeń.

Najpierw o Zbigniewie Bońku, którym dawno się nie zajmowałem, a zajmuje się przecież dość regularnie. Muszę, nawet jak za bardzo nie mam ochoty, bo bardzo dba, by broń Boże o nim nie zapomnieć. W ostatnich dniach znów dał tego dowód wypowiadając się na temat awantury w Motorze Lublin. Temat był przeze mnie dość mocno eksploatowany, więc tylko przypomnę, że trener drużyny Gonçalo Feio wulgarnie odniósł się do rzeczniczki prasowej Pauliny Maciążek, a następnie rzucił w prezesa Pawła Tomczyka, który stanął w jej obronie, „kuwetką na dokumenty, która uderzyła go w głowę” (za oficjalnym komunikatem klubu).

Główny akcjonariusz Motoru Zbigniew Jakubas postanowił zdecydowanie wesprzeć… trenera, „megakompetentnego tytana pracy”, a rzeczniczka i prezes przestali pełnić swe funkcje. Głównego akcjonariusza postanowił wspierać Boniek, który napisał na swoim ulubionym Twitterze:

„A ja kibicuje panu Zbigniewowi Jakubasowi. Takich ludzi potrzeba w sporcie. Moraliści mnie śmieszą. Wszyscy się na wszystkim znają”.

Oczywiście mógłbym wskazać tego, kto na wszystkim się zna i chyba łatwo się domyślić kogo, nawet jak nie wskażę. Oczywiście każdy może kibicować komu chce, jednak…
Lubelski klub oficjalnie poinformował, że:

„W wyniku medialnych doniesień Rzecznik Dyscyplinarny Polskiego Związku Piłki Nożnej - Adam Gilarski wszczął postępowanie wyjaśniające i zobowiązał Motor do przedstawiania informacji oraz wyników badań lekarskich Prezesa Pawła Tomczyka”.

Następnie Jakubas (za: meczyki.pl) „zapowiedział, że klub będzie działał w taki sposób, by PZPN nie ukarał Feio”. Czyli de facto kwestionuje swoją deklaracją zasadność podjętych przez PZPN kroków. A wspiera go w tym Boniek, który jest przecież honorowym prezesem tegoż związku! Czyli też kwestionuje zasadność podjętych przez niego działań, wręcz wyszydzając tych, którzy mają inne zdanie („moraliści mnie śmieszą”).

Widać, że zupełnie nie rozumie, że jako wiceprezydent UEFA powinien się powstrzymać od podobnych komentarzy, bo z racji pełnionej funkcji wręcz nie wypada, nawet na prywatnym koncie w mediach społecznościowych, by zajmował określone stanowisko. A już jednoznacznie opowiadanie się po stronie przedstawiciela klubu, przeciwko któremu wszczynane jest postępowanie przez związek, jako jego honorowy prezes, jest wręcz ośmieszaniem tego związku i podważaniem sensowności działań PZPN.

Skoro moraliści pana Bońka śmieszą, ciekawy jestem, czy śmieszą go też jego kumple z UEFA, którzy postanowili umoralnić kibiców Feyenoordu Rotterdam za ich wybryki w meczu ze Sturmem Graz i nałożyli zakaz zorganizowanych wyjazdów na kolejne mecze w europejskich pucharach. Ostatni holenderska drużyna grała w czwartek w Warszawie w Lidze Europy z występującym tu w roli gospodarza ukraińskim Szachtarem Donieck.

Kibice Feyenoordu należą do ścisłej chuligańskiej czołówki w Holandii. Dlatego byłem pewny, że w Warszawie się też pojawią, więc będzie to mecz z podtekstem. Kibice Legii są od lat mocno zakumplowani z sympatykami innego holenderskiego klubu - ADO Den Haag, którzy w chuligańskiej hierarchii wyprzedzają w swoim kraju nawet Feyenoord, choć ich drużyna występuje aktualnie w drugiej lidze. Obawiałem się, że może dojść z tego powodu do rozrób, gdy ci z Legii zechcą pokazać tym z Feyenoordu kto w Warszawie rządzi i z kim trzyma.

Kibice z Rotterdamu rzeczywiście przyjechali do Polski, ale… nieoficjalnie, kupując bilety (według informacji holenderskich mediów) poprzez stronę internetową Szachtara. Gdy przed meczem wszedłem na trybuny stadionu Legii bez wielkiego problemu zlokalizowałem ich trzy grupki. Jedna była na trybunie zwanej „Żyletą”, dwie w przylegających do siebie sektorach w narożniku po drugiej stronie stadionu. Starali się nie rzucać w oczy, byli przecież nieoficjalnie. Gdy jednak pod koniec meczu (zakończył się remisem 1:1) Feyenoord zdobył wyrównującą bramkę, łatwo mogłem się przekonać, że przypuszczenia okazały się trafne. Holenderscy kibice zaczęli szaleć z radości, więc bez trudu można było ich rozpoznać na tle około siedemnastu tysięcy widzów sympatyzujących, w odróżnieniu od nich, z Szachtarem.

Najważniejsze, że nie doszło do żadnych rozrób. Na pewno nie doszło na stadionie, a poza nim raczej też nie, skoro żadnych informacji na ten temat nie znalazłem. Na wszelki wypadek napisałem jeszcze do znajomego dziennikarza z Holandii, ale stwierdził, że też nic na ten temat nie wie. Dlatego mecz musiał zakończyć się, na szczęście, bez przykrych niespodzianek dla kibiców z Rotterdamu, co mnie niewątpliwie cieszy.

▬ ▬ ● ▬