Kolejny powrót piłkarza bezczelnego

Fot. M.Kostrzewa/legia.com

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o dwóch tekstach, które dotyczą tego samego tematu. Właściwie tej samej osoby, która nie daje o sobie zapomnieć.

Jakub Kosecki został przepytany na okoliczność... Niestety, mam problem z prostym zdefiniowaniem głównego powodu rozmowy. Niech będzie więc, że na okoliczność nie grania w piłkę tam, gdzie mógłby ewentualnie grać, a nie gra. Może niezbyt to ładnie wyszło, ale jakoś lepiej nie potrafię ująć tematu. A może po prostu lepiej się nie da?

Gdyby ktoś nie pamiętał, Kosecki swego czasu był uważany nawet za najlepszego piłkarza Ekstraklasy. Działo się to ponad dziesięć lat temu, co bez problemy wydobyłem jednak z pamięci, bo popełniłem wtedy tekst na jego temat, gdy był zawodnikiem Legii Warszawa:

„Obejrzałem dziś wywiad z Koseckim w Sport Klubie. Na pytanie - czy jest tak dobry, czyli liga taka słaba – po krótkim zastanowieniu odpowiedział, że jednak to pierwsze. Ja bym optował za drugą wersją, bo uważam, że dzięki poziomowi ligi piłkarz Legii może tak korzystnie kontrastować. I jest dopiero materiałem na piłkarza. Ale karnie dalej go słuchałem gdy dodał: »Jestem bezczelny, jestem optymistą i nie przejmuję się niczym«”.

Może i słusznie, bo te cechy mogą okazać się niezwykle przydatne w piłkarskiej karierze. Zastanawiam się w jak dużym stopniu jemu się przydały, gdy postanowił kopać piłkę poza granicami ojczyzny. Wtedy, na początku 2016 roku, znów poświęciłem mu kilka słów:

„Świetnie sobie radzi od początku sezonu w barwach SV Sandhausen. Niestety to też tylko druga liga, ale niemiecka. (...) I tak jak on trafił na swój odpowiedni klub, dlatego zbiera pochwały”.

Czyli wyszło raczej na moje, skoro wcześniej uważałem, że „dzięki poziomowi [polskiej] ligi piłkarz Legii może tak korzystnie kontrastować”, a jego odpowiednim poziomem okazała się tylko druga liga, choć niemiecka.

Kosecki nie daje o sobie zapomnieć, więc przez dwoma laty, gdy po rozwiązaniu kontraktu z drugoligowym tureckim Adana Demirspor Kulübü został zawodnikiem Cracovii, w przeprowadzonym na tę okoliczność wywiadzie stwierdził (za: wp.pl):

„Jestem szczerą osobą i mówię, co myślę, a szacunek zyskuję ciężką pracą. (…) Jakiś czas temu usunąłem Instagram, nie mam też Facebooka. Nie używam, nie czytam, bo dla mnie media społecznościowe to jedno wielkie gó*** i przekłamanie rzeczywistości. Ludzie kłamią na swój temat, a później w normalnym życiu wychodzą kwiatki. W sieci każdy jest teraz modelem, influencerem albo „ekspertem”. Odciąłem się od tego syfu”.

I jeszcze „na dzień dobry” w nowym klubie, jako człowiek obyty w szerokim świecie, wrzucił trochę wazelinki:

„Czuć, że jest bardzo dużo obcokrajowców. Mi to nie przeszkadza, szybko złapałem kontakt z chłopakami. Jest miks językowy: hiszpański, angielski, polski, serbski lub chorwacki. Ale głównie porozumiewamy się po angielsku. Mamy w klubie dobrą szkołę językową”.

Egzamin piłkarski w Cracovii okazał się trudniejszy od tego w jej szkole językowej, bo Kosecki za wiele się w Krakowie nie nagrał. Teraz nastąpił ponowny powrót „piłkarza bezczelnego” w rodzimych mediach. W sierpniu skończy 33 lata, a reprezentuje barwy drużyny KTS Weszło, występującej w szóstej lidze, choć oficjalnie zwanej piątą. Twierdzi, że mógłby grać w lepszej, ale w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” wyjaśnił dlaczego nie gra (za: interia.pl):

„Mi się jednak nie chce już niczego komukolwiek udowadniać. Niech zostanie tak, jak jest. Niech ci, co grają, uważają, że są najlepsi, niech prezesi i menedżerowie też uważają, że oni są najlepsi. Niech to tak zostanie”.
Ale też dodał:
„Nie chcę nikogo oceniać. Daj mi teraz pół roku w Legii Warszawa lub w Pogoni Szczecin i jestem jednym z najlepszych skrzydłowych w Ekstraklasie. Mogę się założyć o wszystko, co mam i o wszystkie moje inwestycje. Jeżeli za siedem lub osiem miesięcy tak nie będzie - oddaję wszystko”.

Trochę w tym, jak dla mnie, brak logiki, bo po co chce do Legii czy Pogoni, skoro ma „zostać tak, jak jest”? Cieszy mnie jednak, że chciałby w zakładzie postawić „wszystkie inwestycje”, stanowiące dowód, że podczas kariery nie przebalował wszystkiego, co zarobił, a co się niestety, nawet często, we wspomnianym fachu zdarza.

Gdyby ktoś jeszcze nie skojarzył, Jakub to syn Roman Koseckiego, byłego reprezentanta Polski, który zabrał głos na temat jego potencjalnego mowego miejsca pracy w ojczyźnie (za: wp.pl):

„Dzwoniłem po różnych klubach w ekstraklasie. Z wielu miejsc słyszałem coś w stylu: »Wszystko fajnie panie Romanie, ale dla nas to za duże nazwisko«. Irytowały mnie takie reakcje. To co, Kuba ma zmienić nazwisko? Ma się »Kowalski« nazywać, żebyście go wzięli?! Zupełnie nie rozumiałem tego wybrzydzania. Ten chłopak spokojnie mógłby dalej występować w ekstraklasie. Jest szybki, sprawny, ale taka jest właśnie Polska. (…) Takie czasem słyszałem zdania. Mam wrażenie, że niektórzy lubią, jak się ich o coś prosi. Jeszcze jak ja dzwoniłem, to już w ogóle, wow! Roman Kosecki o coś prosi! Prawda jest taka, że połowa obcokrajowców, którzy grają obecnie w polskiej lidze, mogłaby Kubie buty czyścić. To mierni gracze”.

Być może, ale gdyby Kuba grał jak gada, nawet Leo Messi mógłby mu buty czyścić.

▬ ▬ ● ▬