Komu na czym (nie)zależy?

Fot. Trafnie.eu

Prezes PZPN Zbigniew Boniek nie da o sobie zapomnieć. Tym razem postanowił przejechać się po Ekstraklasie S.A. A precyzyjniej po jej akcjonariuszach.

Akcjonariuszami spółki zarządzającej najwyższą ligą jest szesnaście jej klubów. Ich przedstawiciele spotkali się w ubiegłym tygodniu, by wybrać, między innymi, nową radę nadzorczą. Prezes PZPN reprezentował związek, będący też jednym z udziałowców. I spotkaniem był wyraźnie zniesmaczony, czego wyraz dał na Twitterze:

„Wczorajsze spotkanie wspólników ESA to jeden wielki smutek. Zero dyskusji o piłce.... zero. Jedyne co kręci środowisko to kto kogo wykiwa...... smutna prawda. Tak piłka klubowa do przodu nie pójdzie”.

O opinię zaprezentowaną przez Bońka zapytany został właściciel Legii Warszawa Dariusz Mioduski, tak się do niej odnosząc (za: przegladsportowy.pl):

„Często się nie zgadzam z prezesem PZPN, ale w tym przypadku ma rację. Od nowych kandydatów do RN chciałem usłyszeć, co zamierzają zmienić, żeby zarabiać więcej pieniędzy, poprawić pozycję ligi polskiej oraz funkcjonowanie klubów. Tego nie było”.

Następnie Mioduski też się przejechał, ale po „słabszych klubach”:

„Najpierw trzeba doprowadzić do tego, by tort, czyli pieniądze ze sprzedaży praw medialnych, był jak największy. To zrobiliśmy, więc skorzystali wszyscy. Jeśli mniejsze kluby myślą, że tak będzie zawsze i nie trzeba przy tym pracować, tylko samo się stanie, to... mogą się pomylić. Wszędzie w Europie są „konie pociągowe" lig, dzięki którym atrakcyjność meczów rośnie, jest więcej pieniędzy i kibiców. Na końcu małe kluby stają się beneficjentem tego, co uda się zrobić większym. A nie odwrotnie”.

Obaj mają rację, ale tylko pozornie. Gdy się ten fenomen zrozumie, łatwiej także zrozumieć dlaczego sytuacja w klubowej piłce wygląda, jak wygląda. Czyli dlaczego już wszyscy w Europie nas leją. Otóż tort (sprzedaż praw medialnych), jak to nazwał Mioduski, jest już na tyle duży, że nikt z głodu nie umrze. O czym tu dyskutować, skoro nie trzeba walczyć o przetrwanie, skoro da się spokojnie żyć, nie tylko przeżyć?

Rozumując logicznie – jaką motywację do zmian ma ktoś, kto jest przepłacany, czyli dostaje więcej za swoje usługi, niż naprawdę są warte? Przeciętność podniesiona do rangi cnoty ambicją nie będzie się kierowała na pewno, raczej zdrowym rozsądkiem. A ten podpowiada – po co zmieniać coś, z czym jest dobrze, coś gwarantujące spokój i stabilizację?

Po co więc „dyskusje o piłce”, których domaga się Boniek? Po co się starać, by (też jego określenie) „świetnie opakowany produkt” był produktem lepszej jakości, skoro ten gorszy i tak jest kupowany za wygórowane pieniądze?

Gdybym był „artystą” i ktoś płacił mi regularnie za „występy” znacznie więcej niż powinien, biorąc pod uwagę ich jakość, jaki sens miałaby praca nad sobą? Po co się dodatkowo męczyć, skoro dają więcej niż powinni i jeszcze za wiele nie wymagają?

Czyli w wypowiedziach Bońka i Mioduskiego, teoretycznie słusznych, brak realiów polskiej piłki - liczy się tylko to, co w naszym ogródku, resztę można zaorać. Choć pierwszy chyba nawet ową specyfikę zauważa: „Jedyne co kręci środowisko to kto kogo wykiwa”!

Gdyby jeszcze nie trzeba było się konfrontować w lecie z innymi drużynami w nieszczęsnych europejskich pucharach, naprawdę dało by się żyć jak w raju.

▬ ▬ ● ▬