Komu wystarcza pół meczu?

Fot. Trafnie.eu

W mocno subiektywnym podsumowaniu tygodnia o „dogrywce” po barażu ze Szwecją. Wzbudza nie mniejsze emocje niż odniesione zwycięstwo.

Selekcjoner reprezentacji Polski Czesław Michniewicz wyrósł w kończącym się tygodniu na główną postać w rodzimych mediach. Stał się ich niekwestionowanym bohaterem. Powiedziałbym nawet, że bohaterem wielopłaszczyznowym, że tak to subtelnie ujmę.

Kto pamięta prezentację Michniewicza jako nowego selekcjonera pod koniec stycznia, musi pamiętać burzliwą atmosferę jej towarzyszącą. Szczerze mówiąc nie stanowiła specjalnego zaskoczenia, bo można się było spodziewać drażliwych pytań dotyczących jego związków z Ryszardem F, pseudonim „Fryzjer”, czyli domniemanym szefem piłkarskiej mafii w wielkiej aferze korupcyjnej. Z jednej strony słynne już 711 połączeń, ale z drugiej brak jakichkolwiek prokuratorskich zarzutów dla Michniewicza.

Został wtedy porządnie sponiewierany, więc po zwycięstwie nad Szwecją i awansie do finałów mistrzostw świata postanowił odreagować. Jako gość w internetowym „Kanale Sportowym” przejechał się bez najmniejszego znieczulenia po niektórych redaktorach, którzy wcześniej w podobnym stylu potraktowali jego, nazywając „zgredami”. I zaczęła się w mediach dyskusja – co komu wolno, a kto czego nie powinien robić (mówić)?

Radziłbym ważyć słowa i nie określać opisanych wydarzeń „wojną polsko-polską”, co już usłyszałem w jednej z telewizji. W momencie, gdy za wschodnią granicą w prawdziwej wojnie w barbarzyński sposób mordowani są niewinni ludzie, tego typu określenia są co najmniej niezręczne.

Śledząc tę nie zawsze elegancką wymianę zdań uświadomiłem sobie, że stanowi smutną puentę dotyczącą kondycji polskiej piłki. Ciągle trzeba płacić za lata korupcyjnego rozpasania. I tak będzie cały czas. Obie strony czekają zapewne na kolejny dogodny moment do ataku. Nic dobrego z tego na pewno nie wyniknie.

Staram się realnie oceniać sytuację. Skoro więc Michniewicz został selekcjonerem reprezentacji mojego kraju, zdając sobie sprawę z podjętego ryzyka takiego właśnie nieoczywistego wyboru, życzę jemu i drużynie jak najlepiej. I nie ma na to wpływu znajomość jego życiorysu.

Bo nie da się oddzielić przeszłości obecnego selekcjonera od jego umiejętności czysto trenerskich. Jedni koncentrują się wyłącznie na jednym, inni na drugim. Najgorsze, że niektórzy próbują za wszelką cenę dostrzegać tylko dla nich wygodne argumenty.

Bo jeśli czytam, że Michniewiczowi wystarczyło pół meczu, by stać się bohaterem, mam ochotę zapytać – czy wcześniej był kompletnym anonimem? Na jakieś podstawie prezes Cezary Kulesza podjął decyzję o jego nominacji na selekcjonera? I na razie ta decyzja się broni.

Przynajmniej w kilku meczach Michniewicz pokazał, że potrafi wygrywać z silniejszymi rywalami (z Belgią i Włochami w młodzieżówce czy ze Spartakiem Moskwa i Leicester City w pucharach). Nie przez przypadek przylgnęło do niego określenie „zadaniowca”.

Rozpracowując Szwedów w najdrobniejszych detalach potwierdził jego słuszność. I wcale nie było to tylko pół meczu, skoro opracowana taktyka, szczególnie uważna gra w obronie, sprawdziła się w całym, czego efektem jest wywalczony awans. Na pewno trudno go nazwać szczęśliwym.

Dlatego uważam, że próba kompletnego deprecjonowania czysto trenerskich umiejętności Michniewicza tylko dlatego, że miał kiedyś aż tyle połączeń z „Fryzjerem”, jest co najmniej pozbawione realnych podstaw.

Poza tym chciałbym zapytać – czy to nie rodzime media kreują od lat bohaterów właśnie po połowie udanego meczu? Bo przecież dokładnie tyle wystarczyło w starciu z wyjątkowo słabymi Niemcami (kilku zawodników zakończyło karierę po mistrzostwach świata, kilku było kontuzjowanych) w 2014 roku, by ze zwycięstwa nad nimi zrobić wydarzenie ważniejsze od bitwy pod Grunwaldem.

A kto witał piłkarzy powracających z Euro 2016 niczym nowych mistrzów, nawet nie Europy, ale świata? Kto zrobił wtedy z Michała Pazdana „ministra obrony narodowej”? Czy słusznie? Niech każdy prześledzi dalsze losy jego kariery...

Może więc przy okazji ostatnich wydarzeń związanych z nowym selekcjonerem, zamiast próbować na siłę robić z niego trenerskiego nieudacznika, warto przyjąć zasadę, niczym szczepionkę uodparniającą, by nie kreować z byle powodu nowych bohaterów?

▬ ▬ ● ▬