Kto chce bojkotować bojkot?

Fot. Materiały prasowe

Ostatnio kilka razy trafiłem na całkiem poważne dyskusje na równie poważny temat. Niestety nikt nie zwracał uwagi na to, co w tym wszystkim najważniejsze.

Chodzi o ewentualny bojkot piłkarskich mistrzostw świata, które za niecałe dwa miesiące rozpoczną się w Rosji. Niektórzy mają jednak nadzieję, że się nie odbędą. A przynajmniej nie odbędą się w pełnym składzie.

Temat bojkotu pojawił się ze zdwojoną siłą po próbie zabójstwa podwójnego agenta Siergieja Skripala i jego córki za pomocą silnie toksycznej substancji w angielskim miasteczku centrum Salisbury na początku marca.

Wtedy poważnie zagroziła nim Wielka Brytania. Angielska federacja odniosła się do pomysłu bez entuzjazmu, czy raczej ominęła go szerokim łukiem. Jednak jej związki z szeroko rozumianą polityką są dość bliskie choćby z racji tego, że na czele federacji stoi Książę William, który w poniedziałek został po raz trzeci ojcem, a w przyszłości pewnie zostanie królem.

Nie tylko z tego powodu jego funkcja jest czysto reprezentacyjna. Choć nie kryje swoich sympatii do futbolu, a szczególnie do klubu – Aston Villa. Niedawno oglądał na żywo jej mecz na Villa Park. Z pewnością niedługo do książęcego pałacu nadejdzie przesyłka z klubową koszulką dla drugiego syna. Tak było, gdy na świat przyszedł starszy potomek Williama – George. Pisdzę o tym tylko tytułem dygresji, bo w poniedziałek cały świat mówił o narodzinach w Londynie Royal Baby…

Wspomniałem o księciu Williamie, by pokazać, jak bliskie są związki angielskiego futbolu z miejscową monarchią, a przez nią z najwyższą władzą. Gdyby więc doszło do jeszcze większego zaostrzenia stosunków z Rosją, federacja piłkarska mogłaby mieć problemy, by wyłgać się od bojkotu mistrzostw, choć na razie zręcznymi ruchami swoich pracowników stara się temat omijać.

Ten dłuższy wstęp miał posłużyć jako tło i porównanie hipotetycznej sytuacji w Polsce. Bo poważne dyskusje, na które ostatnio trafiałem w różnych telewizjach, dotyczyły właśnie ewentualnego bojkotu mistrzostw ze strony mojej ojczyzny. Każdy pochylał się nad tematem z wielką powagą i starał mądrze dobierać argumenty. Nikomu jednak nie starczyło wyobraźni, by zwrócić uwagę na pewien drobiazg. Dlatego nadęte rozważania przypominały dyskusję o możliwości przetrwania zeszłorocznego śniegu do przyszłorocznego lata.

Zastanawiam się, jak taki bojkot miałby w praktyce wyglądać? Albo inaczej – kto i jak miałby go wyegzekwować? PZPN jest przecież niezależną organizacją. Sam na siebie zarabia i sam o sobie decyduje. Szczególnie za panowania obecnego prezesa, alergicznie uczulonego na wszelkie próby dyktowania mu czegokolwiek.

Oczywiście można powoływać się na międzynarodową solidarność albo lokalny patriotyzm, ale chyba pora wreszcie zauważyć, że to zamach na wielką kasę! PZPN dostaje ją za awans do mistrzostw świata, dostaje od sponsorów, którzy wykładają pieniądze dlatego, by się przy okazji tych mistrzostw promować.

Czy ktoś jest tak naiwny i wierzy, że pan prezes potrafiący liczyć pieniądze, mógłby ot tak zrezygnować z grubych milionów? Przychylne mu media już zdążyły rzucić hasło, by „zbojkotować bojkot”.

Solidarność solidarnością, patriotyzm patriotyzmem, ale kasa musi być na naszym koncie! Koncie PZPN. Związek musi przecież na siebie zarobić, nawet jeśli ma prezesa, który nie pobiera pensji. Mam nadzieję, że uczestnicy kolejnych dyskusji o bojkocie mistrzostw, jakich pewnie będzie jeszcze sporo, wreszcie tak oczywiste fakty zauważą, zamiast opowiadać dyrdymały.

▬ ▬ ● ▬