Kto dalej nie słucha pana prezesa?

Fot. Trafnie.eu

Przez ostatnie sto lat nie zapłacono w sumie za polskich piłkarzy tyle, co przez ostatnie sto dni. Podniecenie tym faktem w mediach jest ogromne.

W niedzielny wieczór informacja o Jakubie Błaszczykowskim. Został piłkarzem VfL Wolfsburg. Borussia Dortmund dostała za niego pięć milionów euro. Jeszcze niedawno taka suma była jedną z rekordowych za polskiego gracza. Teraz nie robi już na nikim specjalnego wrażenia. Skoro za innych płacą ponad trzydzieści milionów, to jak ma robić?

Nawet Robert Lewandowski mógł spokojnie odpocząć po długim i ciężkim sezonie. Nikt go nie próbował ostatnio nigdzie sprzedawać. Innych wiadomości transferowych dotyczących polskich piłkarzy było pod dostatkiem, więc korzystał bez zakłóceń z zasłużonych wakacji.

Z transferami jest tak, że nigdy wszystkie nie są trafione. To pewien rodzaj biznesu, inwestycji w piłkarski towar. A nie ma takiego biznesu, i nie będzie, w którym wszystkie inwestycje byłyby trafione. Zastanawiam się więc jak będzie z tymi letnimi dotyczącymi polskich piłkarzy na razie budzącymi tylko podniecenie i zachwyty. Wiem, że liczba zer przy płaconych kwotach działa na wyobraźnię, ale powinn abyć równoważona zdrowym rozsądkiem.

O Grzegorza Krychowiaka czy Kamila Glika raczej się nie obawiam. Obaj doświadczeni, mają za sobą występy w silnych ligach. Zmiana klubu w ich wypadku nie wydaje się niczym niezwykłym. Ale czy w Napoli rzeczywiście wszystko będzie ustawione pod Milika, jak czytam? Czy rzeczywiście trafi do raju? Nawet jeden z jego byłych już kumpli z Ajaksu stwierdził, że połaszczył się na pieniądze. Mam jednak nadzieję, że nie...

Takie same wątpliwości może budzić transfer Karola Linetty'ego do Sampdorii. Jego kwota, maksimum 3,5 miliona, nie znaczy nic w realiach wielkiej europejskiej piłki. Przy tej okazji znalazłem na wp.pl podsumowanie dotyczące polskich zawodników występujących dotychczas w Serie A. Było takich 22. Zestawienie otwiera Zbigniew Boniek. Ale mnie bardziej interesuje końcówka wyliczanki: Igor Łasicki (Napoli), Tomasz Kupisz (Chievo Werona) i Dominik Furman (Hellas Werona) zaliczyli po jednym występie w Serie A, Bartosz Salamon (Sampdoria) i Dariusz Adamczuk (Udinese) po dwa. I jeszcze świeży przykład - Kamil Wilczek, który przed rokiem trafił do przeciętnego Carpi, nie poradził sobie nawet tam i zagrał tylko trzy razy w lidze.

A przecież Boniek przestrzegał kiedyś - piłkarz powinien iść do klubu wtedy, gdy wie, że będzie grał w podstawowym składzie. Nie ma się gdzie spieszyć. Pieniądze jeszcze zdąży zarobić. Najważniejsze, by co tydzień biegał po boisku.

Bartosz Kapustka już w weekend nie biegał. Nie zagrał w Cracovii, bo przecież za chwilę ma grać dla Leicester City. Ale dziennikarz z lokalnej gazety z Leicester mówi wp.pl, że Kapustka nie będzie od razu grał w podstawowym składzie. Mam być stopniowo wprowadzany do składu. Oby tylko nie skończyło się na wprowadzaniu.

Dominik Furman, obecnie pomocnik Wisły Płock, też kiedyś wprawiał w podniecenie swoim transferem do francuskiej Tuluzy. Wydawało mu się, że podbije świat. Teraz, po otrzymaniu bolesnej życiowej lekcji, jest znacznie ostrożniejszy (za „Przegląd Sportowy”):

„Podpisałem umowę na rok, ale nie planuję przyszłości. Kiedyś to robiłem, a życie potoczyło się zupełnie inaczej. Gdy poszedłem do Francji, to następnym krokiem miała być liga hiszpańska. Jak wyszło, każdy wie. Dlatego za 11 miesięcy będę się zastanawiał, co dalej”.

Życzę bohaterom wszystkich polskich letnich transferów, by nigdy nie musieli dzielić się podobną refleksją.

▬ ▬ ● ▬