Kto jest ważniejszy od trenera?

 
Wśród tych „wszystkich” byłem także ja, co przyznaję z pokorą. A użyłem czasu przeszłego, bo po rozmowie ze znajomym uświadomiłem sobie, że problem jest znacznie szerszy.
 
„The Sun” opublikował przed kilkoma dniami artykuł opisujący jak kilku znanych zawodników imprezowało w londyńskich klubach podczas ostatniego weekendu. Padły konkretne nazwiska: Dele Alli (Tottenham Hotspur), Kyle Walker, Riyad Mahrez (Manchester City), James Maddison czy Ben Chilwell (Leicester City).
 
Wniosek pierwszy – Londyn do imprezowania nadaje się najlepiej. Oczywiście jeśli kogoś stać na ceny w najlepszych nocnych klubach. Wtedy warto pokonać nawet setki mil, by poczuć odpowiednią atmosferę. Wniosek drugi - imprezowanie ponad podziałami. Zawodnicy walczą na boisku w różnych klubach, ale poza nim drinki sączą wspólnie. Wniosek więc teoretycznie niezwykle budujący – coraz większa agresja na boisku nie zabija męskich przyjaźni poza nim. Ale chyba już ostatni tak optymistyczny.
 
Angielski brukowiec opisując nocne imprezowanie znanych piłkarzy skupił się głównie na pierwszym z wymienionej listy. Poinformował czytelników co zarabiający tygodniowo sto tysięcy funtów Dele Alli pił i o której (03:37)  opuścił klub Tape London w dzielnicy Mayfair. Nie sądzę, by na młodej gwieździe Tottenhamu Hotspur zrobiła jakiekolwiek wrażenie zawarta na końcu artykułu przestroga, że piłkarzom zalecono zachowanie środków bezpieczeństwa w codziennym życiu, szczególnie zachowanie odpowiedniego dystansu do spotykanych osób.
 
W tym kontekście niczym żart zabrzmiała cytowane także wyznanie obrońcy Manchesteru City  Aymerica Laporte, że menedżer Pep Guardiola zwracał piłkarzom uwagę, by nie pokazywali się  w miejscach publicznych:
 
„Otrzymaliśmy plan codziennych treningów. Ufają nam, więc musimy być profesjonalistami. Robimy, co klub nam nakazał, ponieważ jeśli liga wznowi rozgrywki, musimy być w optymalnej formie. Powinniśmy respektować to, co nam powiedzieli, bo jest korzystne dla naszego zdrowia”.
 
Pora na konkluzję. Trudno wierzyć, by pod wpływem wyjątkowej sytuacji stanowiącej  następstwo epidemii koronawirusa, piłkarze nagle zmienili swoje podejście do życia. Kto był lekkoduchem, lekkoduchem pozostanie. Kto imprezował, imprezować będzie.
 
Naiwnością byłoby oczekiwać, że Dele Alli stanie się nagle Robertem Lewandowski i będzie skłonny spać nawet na jednym boku, jeśli pomoże mu to w zdobywaniu większej liczby bramek.  
 
Patrząc na towarzyszącą mu w nocnych eskapadach narzeczoną Ruby Mae, można być pewnym, że nigdy nie będzie Anną Lewandowską, a nawoływanie do zachowania zasad bezpieczeństwa w związku z epidemią musi być dla niej największą karą.
 
Znajomy, mający wielkie doświadczenie w pracy w futbolowej branży, otworzył mi jeszcze szerzej oczy uświadamiając pewien problem:
 
„Przecież niektórzy już głupieją w domach. Oni są przyzwyczajeni do zupełnie innego trybu życia. Nie wytrzymają kilku tygodni czy nawet miesięcy w izolacji, skoro często nie potrafią wytrzymać dwóch tygodni na obozie treningowym! Przed wznowieniem ligi bardziej od trenera przygotowania kondycyjnego będzie im potrzebny psycholog...”
▬ ▬ ● ▬