Kto kim rządzi?

Fot. Trafnie.eu

Ulubieniec sportowych mediów stał się bohaterem kilku tekstów w ostatnich dniach. Ale wszyscy, którzy już zaczęli go zwalniać, muszą jeszcze poczekać.

Legia pokonała w Warszawie Miedź Legnica 2:0, czyli podniosła się z kolan po dwóch porażkach z Cracovią i Lechem. Wynik trudno uznać za sensację. Przeciwnik broni się przed spadkiem i jeśli w inauguracyjnym sezonie w Ekstraklasie uniknie degradacji, będzie można mówić o sukcesie.

Wygraną Legii należałoby więc uznać za coś obowiązkowego, bowiem mówimy o klubie, dla którego liczy się tylko tytuł mistrzowski, a który ustami swego prezesa nieustannie przypomina, że jego miejsce jest w Lidze Mistrzów.

Zauważyłem w tym tygodniu coraz śmielsze zwalnianie w mediach trenera warszawskiej drużyny Ricardo Sa Pinto. Chyba za wcześnie, nie tylko ze względu na wynik meczu z Miedzią. Na razie Portugalczyk świetnie się czuje w Warszawie. Jak król, bo mu na to pozwolono. A jak rządzi, właśnie opowiedział Krzysztof Mączyński, który deklaruje otwarcie, że ręki Sa Pinto już nie poda. Pomocnik, dziś Śląska Wrocław, tak opisuje swoją ostatnią z nim rozmowę, po której został przesunięty do rezerw Legii (za: przegladsportowy.pl):

„Mieliśmy, co chcę podkreślić, wolne, byłem w domu. O godzinie 11 dostałem telefon, że natychmiast mam przyjechać do klubu. Informację przekazywał mi kierownik, ale słyszałem trenera, który był obok. Tłumaczyłem, że tak szybko nie mogę, bo dzieci są na zajęciach i będę musiał się nimi zaopiekować, więc przyjadę przed zaplanowanym na 17 treningiem. Ale reakcja trenera była ostra: „To są moje rodzinne sprawy, które go nie interesują i jeśli w 30 minut nie pojawię się w klubie, wiadomość, że nie wykonuję jego poleceń, zostanie przekazana do prezesa”. Przyjechałem bardzo zdenerwowany, a trener tylko dolał oliwy do ognia. Usłyszałem, że na razie nie ma dla mnie czasu, bo rozmawia ze sztabem. Mówię mu, że mamy czas dla siebie i muszę odebrać dzieci z zajęć, a on jeszcze raz: kompletnie go to nie interesuje, on jest tu najważniejszy, a ja mam być na każde polecenie, bo jestem pracownikiem klubu. Wtedy już czułem, o co chodzi”.

Bardzo rozbawiła mnie informacja sprzed kilku dni, że Sa Pinto został przez prezesa Mioduskiego wezwany na dywanik (za: wyborcza.pl):

„To była bardzo poważna rozmowa. Nikt nie spodziewał się takiego tonu Mioduskiego – słyszymy przy Łazienkowskiej”.

Już widzę jak blady ze strachu Portugalczyk cały się trzęsie i ze łzami w oczach deklaruje natychmiastową poprawę. Ciekawe, czy pan prezes wzywał go raz, czy może też usłyszał, jak Mączyński, że trener na razie nie ma dla niego czasu, bo rozmawia ze sztabem.

Bądźmy poważni, co Mioduski może zrobić Sa Pinto? Zwolnić? Proszę bardzo, tylko że Portugalczyk ma kontrakt do 2021 roku i trzeba będzie za niego płacić. Kto wiąże się z człowiekiem, który nie potrafi w żadnym klubie wytrzymać więcej niż sezon, trzyletnim kontraktem? Jeśli ktoś teraz może mieć problem, to na pewno nie Sa Pinto, po którym i tak wszystko spływa.

▬ ▬ ● ▬