2019-01-12
Pan trener i władca
Przygotowania do rundy wiosennej nawet się nie zaczęły, a w jednym klubie już działy się ciekawe rzeczy. Z pewnością jednak nie dla większości zainteresowanych.
Mowa o Legii i przejęciu w Warszawie rządów absolutnych przez nowego władcę. Ricardo I jest jak kiedyś cesarz Hajle Sellasje – nie pozostawia nikomu wątpliwości, że Słońce może być tylko jedno. I bije od niego taki żar, rozżarzone ego, że trzeba uważać, by nie spłonąć. Niestety nie wszyscy to zrozumieli na czas, więc już spłonęli. Dlatego próżno ich szukać na liście zawodników na pierwsze zgrupowanie Legii w Portugalii.
To zgrupowanie, nawet zgrupowania, historyczne w polskiej piłce. Dotąd było tak, że trener leciał (jechał) na obóz przygotowawczy z piłkarzami. Teraz piłkarze polecieli do trenera. Ricardo Sa Pinto nie pojawił się w Warszawie po świąteczno-noworocznej przerwie. Zarządził co trzeba i kazał przylecieć piłkarzom do siebie do Portugalii. Polecieli.
Wrócą do Polski 18 stycznia, by po krótkiej przerwie znów polecieć do Portugalii 22 stycznia. Niech zgadnę – czy trener wróci z nimi do Warszawy, czy znów do niego dolecą? Jak myślicie? Bo żadnej informacji na ten temat jeszcze nie znalazłem.
Miejmy nadzieję, że ponowny kontakt z trenerem nie będzie dla zawodników zbyt dużym stresem ze względu na wprowadzone przez niego w klubie zasady (za: przegladsportowy.pl):
„Jedną z nich jest zakaz oddalania się od klubu (nawet w dniu wolnym) na odległość większą niż 30 km. (…) Piłkarze płacą kary za najmniejszą niesubordynację. Jeśli nie odbiorą telefonu od sztabu, kosztuje ich to kilkaset euro. Bez zgody Sa Pinto nie mogą rozmawiać z dziennikarzami – Portugalczyk osobiście wybiera, kto z którym przedstawicielem mediów może się spotkać”.
Naprawdę trzeba bardzo uważać, bo to trochę jak stąpanie po polu minowym. W powietrze niestety już wyleciał, czyli nie poleciał do Portugalii, Jose Kante:
„Podczas listopadowej przerwy na mecze kadry napastnik chciał polecieć do syna w Hiszpanii. Legioniści ostatnie spotkanie przed przerwą rozgrywali w Szczecinie i Kante już wcześniej wykupił lot z Berlina, bo tam miał najbliżej. Po meczu z Pogonią wyjechał, wbrew regulaminowi. Sa Pinto mu tego nie wybaczył. Po starciu z Portowcami wpuścił tylko na kilka minut w spotkaniu z Lechią (0:0), teraz zawodnik usłyszał, że może szukać nowego pracodawcy”.
Gdy słyszę o trenerach „rządzących drużyną żelazną ręką”, od razu sobie przypominam, że:
„Z uśmiechem tę refleksję przyjął mój znajomy, który zjadł zęby na piłce. Zawsze mi powtarzał:
»Trener z żelazną ręką? Nie rozśmieszaj mnie. Trenerem zawsze rządzą piłkarze. Może najwyżej o tym nie wie. Jeszcze się taki nie urodził, który by wygrał z piłkarzami«”.
I jest dla niego oczywiste, że Sa Pinto wojny w Legii też nie wygra, bo nie ma dla niego oczywiście wątpliwości, że taka właśnie się toczy:
„Jak trenerem był jeszcze Jozak, poszedłem na Łazienkowską, by obejrzeć jego trening. Jeden człowiek z klubu mi powiedział, że zabronił oglądać komukolwiek. I dodał, że trener walczy z piłkarzami. No to wszedłem po schodach prowadzących na trybuną na wyższy poziom i obejrzałem trening zza płotu. Widać było, że Chorwat jest przegrany i rzeczywiście zaraz go pogonili. Ten następny Chorwat [Dean Klafurić] potrafił się dogadać z piłkarzami, to trochę się utrzymał. Sa Pinto też już jest przegrany...”
Na razie jest na obozie z Legią w Portugalii. Jak skończy się jego pobyt w Warszawie? Odpowiedź na to pytanie będzie jedną z najbardziej mnie intrygujących w rundzie wiosennej. Ale chyba już zrozumiałem dlaczego w żadnym klubie nie pracował dłużej niż dziesięć miesięcy.
▬ ▬ ● ▬