Kto nie wspominał o stylu?

Fot. Trafnie.eu

Fernando Santos będzie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Oficjalna prezentacja we wtorek, ale prezes Cezary Kulesza już informację potwierdził.

Trzeba przyznać, że prezes PZPN ze swoimi współpracownikami potrafił wręcz perfekcyjnie utrzymać w tajemnicy nazwisko nowego selekcjonera. Jeszcze w poniedziałek rano przeczytałem (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Wciąż nie pojawiły się plotki jednoznacznie wskazujące, kto zostanie selekcjonerem, a gorących nazwisk jest co najmniej kilka”.

Gdy jednak portugalski trener wylądował w Warszawie i zrobiono mu zdjęcie na lotnisku Okęcie, Kulesza zrozumiał, że dłużej ukrywać się tego faktu nie da, dlatego sam wrzucił do internetu swoje zdjęcie z Santosem ostatecznie potwierdzając anonsowaną informację.

Na pewno to trener z wysokiej półki. Już sam fakt, że aż przez osiem lat pracował z reprezentacją Portugalii, czyli jedną z najsilniejszych drużyn w Europie, jest niezwykle znaczącym elementem jego trenerskiego CV. Na dodatek zdobył z nią mistrzostwo Europy i wygrał Ligę Narodów. Ja bym do tego dorobku dorzucił jeszcze jedno osiągnięcie – ośmielił się posadzić na ławie Cristiano Ronaldo! Niestety z ostatnim osiągnięciem wiąże się też mój poważny zarzut – zrobił to zbyt późno podczas finałów mistrzostw świata w Katarze.

Czuję, że niektórzy w wyobraźni już zaczęli tworzyć scenariusze meczów, w których nasi pod wodzą Santosa zaczną wszystkich lać seriami. Oczekiwania związane z nowym selekcjonerem były bowiem wielkie jeszcze zanim ogłoszono kto nim będzie. I zorientowałem się, że czekanie na ten moment zaczęło przypominać czekanie na cudotwórcę. Przyjdzie i wszystko zmieni. Gdy teraz już wiadomo, kto nim będzie, można tylko dopisać – wreszcie przestaniemy się wstydzić stylu gry reprezentacji, która będzie frunęła do ataku na ofensywnych skrzydłach pod przywództwem Santosa!

Zanim sam coś na ten temat powie na wtorkowej konferencji prasowej, pozwolę sobie na pewną refleksję. Otóż przypomniałem sobie jeden z najważniejszych meczów, o ile nie najważniejszy, w karierze Santosa. Miałem okazję obserwować go na żywo na Stade de France w 2016 roku. Portugalia pokonała w finale mistrzostw Europy Francję 1:0 po dogrywce. Jedyną bramkę w drugiej jej części zdobył wprowadzony po przerwie na boisko Eder, stając się bohaterem narodowym. A potem wraz z kolegami zdołał się doczołgać do końca meczu, co tak wtedy opisałem:

„Było blisko najgorszego rozstrzygnięcia jakie można sobie wyobrazić w finale wielkiej imprezy – bezbramkowy remis i karne decydujące o tytule. To zawsze największa porażka futbolu. Przynajmniej dla mnie, bo pewnie trenerzy zachwycaliby się perfekcyjnie wykonanymi zadaniami taktycznymi. Dlatego karne po bezbramkowym remisie w finale nie kojarzą mi się z rzutami karnymi, ale z karą. Nie potrafisz strzelić bramki, za karę stresuj się podczas wykonywania jedenastek.

Tym razem uchronił mnie od tego wspomniany Eder. Silny chłop, potrafił się przepchnąć z rywalami, nie dał sobie odebrać piłki i uderzył mocno spoza pola karnego. Tak padła bramka, która dała Portugalczykom tytuł mistrzowski. (...)

Nic się w piłce nie zmieniło. Nadal wygrywa ten, kto zdobędzie jedną bramkę więcej niż rywale. Dlatego Portugalia jest mistrzem Europy, mimo że w całym turnieju wygrała tylko jeden mecz w podstawowym czasie gry.

Choćby z tego powodu nie jest moim wymarzonym mistrzem, ale cóż... Życie nieustannie uczy pokory”.

Dlaczego o tym meczu tak obszernie wspominam? Bo od trenera, który odniósł wtedy największy sukces w karierze, będzie się teraz wymagało nie tylko dobrych wyników, ale jeszcze lepszego stylu gry. A omawiany przykład wskazuje, że u Santosa z tym stylem, nawet w wykonaniu silnej kadrowo Portugalii, bywało różnie. Jednak po zdobyciu mistrzostwa Europy nikt w jego ojczyźnie o stylu zaprezentowanym w finale, czy nawet szerzej – w całych mistrzostwach, nie wspomniał. Jak będzie w Polsce?

▬ ▬ ● ▬