Liczy się tylko jedno

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski zremisowała 1:1 z Holandią w Rotterdamie w meczu eliminacyjnym do mistrzostw świata. Wynik już nazwano "zwycięskim".

Analizując fakty przed meczem pisałem, że „reprezentacja Polski nie powinna mieć żadnych szans w rywalizacji z Holandią”. Ale jeszcze dodałem, że „na szczęście to tylko piłka, w której wiele zdarzyć się może, a teoretyczny potencjał nie zawsze znajduje przełożenie na przebieg meczów”. I wszystko się sprawdziło. Na szczęście…

Przed spotkaniem w biurze prasowym na stadionie De Kuip w Rotterdamie pojawił się były trener Lecha Poznań John van der Brom. Zapytałem go, jakie są jego oczekiwania. Odpowiedział tak:

„To będzie bardzo trudny mecz dla Polski. Holandia ma grupę naprawdę dobrych zawodników, grających w mocnych klubach i będących w odpowiedniej formie. I do tego znów są prawdziwą drużyną”.

Było to widać od pierwszych minut meczu, typowego z rodzaju „na jednej połowie”. Holendrzy tak zdominowali naszych, że toczył się praktycznie wyłącznie na połowie drużyny prowadzonej po raz pierwszy w tej roli przez nowego selekcjonera Jana Urbana. Gospodarze tworzyli nowe sytuacje do zdobycia bramki, jednak albo byli za mało precyzyjni, albo świetnie bronił Łukasz Skorupski. Goście starali się im przede wszystkim przeszkadzać, rzadko odpowiadając jakąś składną akcją.

Pod koniec drugiego kwadransa gry nie zdołali jednak przeszkodzić Denzelowi Dumfriesowi. Po wysokim dośrodkowaniu piłki poza dalszy słupek bramki, holenderski obrońca uderzył ją tak precyzyjnie głową, że zdołał skierować do siatki, dając gospodarzom prowadzenie. Urban po meczu stwierdził, że stracony gol był nie tyle wynikiem błędu jego piłkarzy, co fantastycznego rozegrania rzutu rożnego przez gospodarzy, którzy umiejętnie blokowali rywali, co pozwoliło na skuteczne wykończenie akcji.

Druga połowa nie zmieniła przebiegu gry. Holendrzy dalej przeważali, ale chyba zmienił się obraz gry w ich głowach. Świadomie czy podświadomie musieli się poczuć zbyt pewni i zostali za to brutalnie ukarani. Po jednej z akcji Polaków dziesięć minut przed końcem uderzeniem piłki z samo okienko bramki popisał się Matty Cash. Bramkarz Bart Verbruggen był bez szans, co oznaczało zdobycie wyrównującego gola. Ciekawe, że przed trzema laty na tym samym stadionie z tym samym rywalem obrońca Aston Villi też go zdobył.

Polscy piłkarze, niesieni przez cały mecz wspaniałym dopingiem licznej grupy swoich kibiców (między innymi - „gramy u siebie...”), zdołali utrzymać korzystny wynik do końca meczu. Choć ich rozochoceni sympatycy zaczęli skandować: „Jeszcze jeden”. Albo to już by było za dużo szczęścia jak na jeden raz…

Mecz określany na pomeczowej konferencji jako „zwycięski remis”, był udanym debiutem trenera Urbana. Ten szybko jednak schłodził nastroje realistycznym stwierdzeniem, że jeśli jego drużyny nie wygra następnego z Finlandią w niedzielę w Chorzowie, punkt zdobyty w Rotterdamie nic jej nie da. I trudno się z nim nie zgodzić.

Trudno się też nie zgodzić, że spotkania z Holandią potwierdziło starą prawdę, że piłka nie jest sprawiedliwa, albo jest, ale jedynym czynnikiem mającym w niej znaczenie pozostaje niezmiennie skuteczność.

▬ ▬ ● ▬