Mołdawska czkawka

Fot. Trafnie.eu

Myślałem, że po wszystkich burzach jakie przetoczyły się przez rodzime media po porażce w Kiszyniowie przez wakacje będzie trochę spokoju. Nic podobnego.

Codziennie trafiam na kolejny tekst na ten temat, co dowodzi jak pozostaje bolesny. Staram się z każdego wyłowić, jeśli to możliwe, coś ciekawego, a przy okazji znaleźć odniesienia do tego, co sam wcześniej pisałem na podobny temat.

Pierwszy wniosek jaki przychodzi mi do głowy – nie ma trenerów idealnych. Z pewnością mało odkrywczy, ale mimo wszystko warto pójść tym tropem. Bo gdy Fernando Santos został selekcjonerem reprezentacji Polski, jego wybór był przyjmowany wręcz entuzjastycznie. Może gdzieś tam z boku jakieś drobniutkie pomruki, ale naprawdę nie na tyle istotne, by o nich pamiętać po kilku miesiącach, które od tego momentu minęły.

Okazuje się, że przeciwko kandydaturze Portugalczyka można znaleźć całkiem logiczne argumenty. Tomasz Iwan, były reprezentant Polski, a potem dyrektor reprezentacji tak ocenił ten wybór w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”:

„Od początku uważałem, że to zły wybór. Nie byłem zwolennikiem nominacji dla trenera zagranicznego, bo polskie środowisko piłkarskie jest bardzo specyficzne, więc trzeba kogoś, kto ma dobre rozeznanie w nim, jest tutaj na co dzień, obcuje z zawodnikami, z trenerami ligowych drużyn. Powiem krótko, taki trener musi być w temacie”.

To wręcz idealnie pasuje jako dopełnienie stawianej wcześniej przeze mnie tezy, że:

„Wydaje mi się niestety, że głowę ma ciągle w Portugalii, więc nie do końca zdaje sobie sprawę z realiów panujących w nowym miejscu zatrudnienia”.

Iwan zwrócił jeszcze uwagę na problemy komunikacyjne uważając, że jeśli selekcjonerem ma być obcokrajowiec, to taki, który „płynnie mówi po angielsku”, a…:

„Nie wiem, czy mówi wystarczająco dobrze, bo cały czas słyszę, że wypowiada się po portugalsku i korzysta z pomocy tłumacza. Jeżeli chciałby dokładnie przekazać zawodnikom swoją myśl, jakieś niuanse, wydaje mi się, że miałby z tym kłopot. Czasami jedno zdanie, nawet jedno słowo, jakiś odcień bywa kluczowy w zrozumieniu większego przesłania. Zawodnik musi dokładnie czuć, czego oczekuje od niego trener. Język piłki, język ciała też mają znaczenie, ale dopiero wtedy, gdy piłkarze grają i wzrokowo kontaktują się z selekcjonerem”.

Iwan doszedł z innej strony do tej samej kwestii, którą wcześniej sam poruszałem, że drużyna wyszła na mecz z Czechami i drugą połowę z Mołdawią nie do końca umotywowana jak trzeba (bramki tracone w pierwszych trzech minutach!). Może zabrakło w szatni właśnie tego jednego słowa? Czasami może być nim nawet… przekleństwo potrafiące skutecznie pobudzić piłkarzy do walki.

Teraz inny były reprezentant, Ryszard Komornicki. Po zakończeniu kariery mieszka w Szwajcarii gdzie pracuje jako trener. Został zapytany o rolę Roberta Lewandowskiego jako lidera drużyny:

„Jest świetnym środkowym napastnikiem, ale zwykle to właśnie środkowy napastnik potrzebuje pomocy drużyny, a nie odwrotnie. On jest snajperem światowej klasy, ale nie liderem, który pociągnie ekipę, wstrząśnie nią. Zespołem na boisku dyryguje się od tyłu: w trudnych momentach reagować muszą przede wszystkim środkowi obrońcy i środkowi pomocnicy. Trzeba zapierdzielać, a nie stać i myśleć: »Jakoś to będzie«”.

Chyba więc dobrze kombinowałem twierdząc, że drużynie przydałby się Kamil Glik, nawet zdajac sobie doskonale sprawę z jego wad. Bo on zawsze, jak mówi Komornicki, „zapierdziela” na maksa, głowę włoży tam, gdzie inni boją się włożyć nogę i potrafi wstrząsnąć drużyną od tyłu.

Na razie mecz z Mołdawią wciąż odbija się czkawką. Ciekawe jakie wnioski wyciągnie z niego trener Santos. A jeszcze ciekawsze, jak będzie potrafił je wykorzystać w jesiennych meczach.

▬ ▬ ● ▬