Mowa nienawiści i...

Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, został zamordowany. Jestem zszokowany jak większość obywateli kraju, w którym żyje, choć na pewno nie wszyscy.

Gdy dowiedziałem się co się stało w Gdańsku, wierzyłem, że przeżyje. Wiara nie była poparta żadnymi racjonalnymi przesłankami, najwyżej przekonaniem, że musi, bo to niemożliwe, by ginąć z tak absurdalnych pobudek z ręki szaleńca.

Chwilę przed zadaniem mu śmiertelnych ciosów Adamowicz wypowiedział publicznie zdanie na finalnej imprezie związanej z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy:

„To jest cudowny czas dzielenia się dobrem”.

Słowa, które bolą potwornie, gdy weźmie się pod uwagę, co za moment się wydarzyło. Niestety żyjemy w czasach, gdy podobne słowa nie mają siły przebicia w walce z mową nienawiści. A właśnie to określenie stanowi motto niemal wszystkich dyskusji po śmierci prezydenta Gdańska.

Mowa nienawiści stała się właściwie integralną częścią życia. Prawie nikt nie próbuje z nią walczyć. Dlatego tak się ucieszyłem, gdy niedawno jakiś przedstawiciel piłkarskiego świata, czyli Dawid Kownacki, wreszcie skutecznie postawił tamę hejterom w internecie!

Po śmierci Pawła Adamowicza słyszę ze wszystkich stron, że trzeba wreszcie powstrzymać tę nienawiść. Ale jak, gdy nawet w takim tragicznym momencie hejterzy działali w najlepsze? A czy politycy, w ostatnich latach przypominający coraz bardziej internetowych hejterów, wreszcie się opanują? Czy dadzą przykład, który spłynie na cały naród i nastanie „cudowny czas dzielenia się dobrem”? Nie jestem tak naiwny, za dużo mam lat, za wiele życiowych doświadczeń, by w to uwierzyć. Niestety…

W porównaniu z innymi dziedzinami życia klimat panujący w polskiej piłce nastraja jeszcze bardziej pesymistycznie. Wystarczy pójść na pierwszy lepszy mecz ligowy. Odgłosy dochodzące z trybun to jeden wielki festiwal chamstwa i prostactwa. Nienawiść jest właściwie fundamentem egzystencji sporej grupy stadionowych bywalców. I na słowach się nie kończy.

Podczas tego samego weekendu, kiedy zamordowano prezydenta Gdańska (za: wyborcza.pl):

„Trzej uzbrojeni w maczety i zamaskowani kibole Ruchu Chorzów wpadli w sobotę na jedno z podwórek w Rudzie Śląskiej. - Chcieli dopaść szalikowców Górnika, a kiedy ci uciekli, zrobili tam demolkę - twierdzi nasz informator”.

Tym razem na szczęście nikt nie zginął, bo w październiku 2017 roku była śmiertelna ofiara:

„Zmarł brutalnie pobity tydzień temu w Rudzie Śląskiej mężczyzna. 26-latek był kibicem Górnika Zabrze, nieoficjalnie wiadomo, że został zaatakowany przez bojówkarzy Ruchu Chorzów”.

A to następna informacja z października ubiegłego roku:

„Policjanci z Rudy Śląskiej poszukują czterech kiboli Ruchu Chorzów, którzy skopali 19-letniego szalikowca Górnika Zabrze. - Poszkodowany trafił do szpitala z pękniętą śledzioną, musiał być operowany - przyznaje komenda”.

Na szczęście wojny między kibolami nie wszędzie są tak krwawe jak w Rudzie Śląskiej.  Ale wiara, że jakiekolwiek apele o zdrowy rozsądek przyniosą gdziekolwiek pozytywny skutek, byłaby szczytem naiwności. Już nikt nie zwraca uwagi na mowę nienawiści. Stała się normalnym sposobem porozumiewania się dla bandytów, którzy dawno przeszli do czynów. 

▬ ▬ ● ▬