Nareszcie!

Fot. Trafnie.eu

Chamstwo stało się niestety integralną częścią współczesnej piłki. Ale pojawiła się nadzieja, że może coś się wreszcie w tej kwestii zmieni.

Typowy mecz Ekstraklasy. Stadionowy wodzirej rzuca hasło i słychać skandowanie z trybun: „Druga strona odpowiada”.

Po chwili wymieniana jest nazwa klubu rywali, ewentualnie jakiegoś znienawidzonego zawodnika. I druga strona rzeczywiście odpowiada krótkim: „Co?”

Wtedy następuje reakcja pierwszych: „Ty k...”.

Jeśli ktoś nie chodzi na mecze, nawet oglądając transmisję w telewizji spokojnie wyłapie opisaną wymianę słów. Oczywiście najczęściej pojawia się apel speakera, by nie używać wulgarnych słów. Ale tylko naiwny mógłby uwierzyć, że ów apel coś da.

Chamstwo bowiem stało się integralną częścią współczesnej piłki. Do tego stopnia, że większość stara się go nie zauważać, wychodząc z założenia, że i tak nic się nie zmieni, co tylko nakręca spiralę prostactwa.

Zjawisko, nazwane hejtem (od angielskiego - „hate” - nienawidzić) widać świetnie w internecie. Wystarczy poczytać komentarze pod różnymi tekstami, czy wpisy na Twitterze i Instagramie. Mogłyby stanowić ilustrację dla słownika przekleństw i wulgaryzmów. Z reguły towarzyszy temu temu zupełny brak reakcji ze strony obrażanych zawodników czy trenerów. Ale pojawiła się szansa, że coś się wreszcie zmieni.  

Po niedzielnym meczu Legii z Lechem jego poziom, a także poziom polskiej ligi, ocenił Dawid Kownacki twierdząc, że jest coraz gorzej (za: sport.pl):

„Tego meczu nie dało się oglądać. Bardzo słaby praktycznie pod każdym względem.”

I zaczął wyliczać:

„Liczba prostych błędów była porażająca. Dwa-trzy podania i piłka lądowała na aucie. A później przychodzą mecze w pucharach i wymagania kibiców nie pokrywają się z rzeczywistością. Nie może być inaczej skoro zawodzą najprostsze rzeczy, jak przyjęcie piłki czy dokładne zagranie do partnera stojącego parę metrów dalej. Do tego dochodzą błędy w taktyce, przede wszystkim zbyt duże przestrzenie między formacjami. Tak się po prostu nie gra”.

Rozumiem, że Kownacki mówił to także na podstawie własnych doświadczeń, bo jeszcze całkiem niedawno sam był jednym z głównych aktorów ligowych przedstawień, które teraz tak go irytują. Choć oczywiście trudno się z nim nie zgodzić. Opinia bolesna, ale prawdziwa.

Stała się, jak wiele podobnych, pretekstem do prawdziwych hejterskich popisów. Najwięcej żółci wylał w internecie pewien osobnik ukrywający się pod pseudonimem „síeku_99”. Jego wpis był tak wulgarny, że niesmak pozostawiała nawet próba zacytowania wykropkowanej treści. Na szczęście Kownacki postanowił zareagować (za: gloswielkopolski.pl):

„Od dziś walczę z takim zachowaniem w internecie! Gdy ktoś mnie krytykuje, to nie robi to na mnie już wrażenia, ale kiedy ktoś w taki sposób uderza w moją rodzinę, to będę reagował." Sonduję oficjalnie zgłoszenie tematu i osób, które tak robią do odpowiednich organów. [...] Jeśli osoba, która to pisała, nie przeprosi i nie wpłaci wyznaczonej kwoty na wskazany przeze mnie cel charytatywny, to przekażę sprawę do odpowiednich organów. Zamiast pajacować w internecie, polecam wpłaty oraz pomoc chorym dzieciom”.

Brawo! Nareszcie!!! Może coś się wreszcie w tym względzie zmieni? Niektórym wydaje się, że w internecie pozostają anonimowi, ale na szczęście to nieprawda  (za: gloswielkopolski.pl):  

„Błyskawicznie po zamieszczeniu do sieci komentarza Kownackiego, internauci znaleźli użytkownika serwisu Instagram. Autor wulgarnego komentarza tłumaczył, że skradziono mu telefon, a chamski wpis nie jest jego autorstwa”.  

Życzę Kownackiemu wytrwałości. Choć w przeszłości czasami mocno mnie irytował, tym razem z wielką sympatią będę śledził jego walkę z rozpanoszonym do granic obłędu chamstwem.

    ▬ ▬ ● ▬