2018-03-15
Na pewno nie koniec świata
Znamy już wszystkich ćwierćfinalistów Ligi Mistrzów. Niespodzianek w 1/8 finału nie było. Dlatego nie rozumiem nazywania jednego wyniku szokiem.
Wśród ośmiu ćwierćfinalistów są wyłącznie drużyny z czterech najsilniejszych lig europejskich. Czyli nic się nie zmieniło. Bogaci staną się jeszcze bogatsi i jeszcze trudniejsi do pokonania. Zmiana systemu rozgrywek w przyszłym sezonie tylko ten układ utrwali.
Niespodzianką było na pewno wczesne odpadniecie Atletico Madryt. Ale ponieważ nastąpiło już jesienią, więc nawet nie ma co wracać do tematu i dramatyzować. Ktoś musi z tych rozgrywek odpadać, a przecież aż trzy inne drużyny z Hiszpanii zameldowały się w ćwierćfinale – Real Madryt, Barcelona i Sevilla.
Z czterech meczów 1/8 finału rozgrywanych w tym tygodniu najwięcej komentarzy wzbudził ten Manchesteru United z Sevillą. I prawdę mówiąc nie potrafię tego zrozumieć. A dokładnie nie potrafię zrozumieć komentarzy w stylu, że wynik jest sensacją czy nawet szokiem.
W Hiszpanii przed trzema tygodniami był bezbramkowy remis. We wtorkowym rewanżu w Manchesterze Sevilla wygrała 2:1, nie pozostawiając wątpliwości kto zasłużył na awans. Jose Mourinho stwierdził, że to jeszcze nie koniec świata. W pełni się z nim zgadzam i muszę przyznać, że po mistrzowsku potrafił wybrnąć z trudnej sytuacji odpowiednio uzasadniając swe słowa. Przypomniał bowiem, że dwa razy zdobywał awans na Old Trafford w roli szkoleniowca innej drużyny (FC Porto i Real), więc jak teraz nie zdobył go z Manchesterem United, nic wielkiego się nie stało.
Czyli tak samo odpowiednio obszedł temat, jak wymigał się od odpowiedzi, gdy przed kilkoma tygodniami zaczęto go podpytywać o szanse jego drużyny w Lidze Mistrzów w tym sezonie. Bo co miał powiedzieć? Na pewno nie… prawdę.
Nie wierzę, że Mourinho nie zna rzeczywistej wartości Manchesteru United. Musi znać, inaczej nie byłby jego menedżerem. Musiał więc wiedzieć, że nie jest to poważny przeciwnik dla najlepszych drużyn. Ale przecież nie powie tego otwartym tekstem, bo żyjemy w świecie, w którym trzeba przede wszystkim mówić to, co konkretne osoby chcą usłyszeć. Dlatego słyszałem z różnych stron przed wtorkowym rewanżem, że w konfrontacji z Sevillą to United jest zdecydowanym faworytem do awansu.
Oglądałem drużynę Mourinho w sierpniu w meczu o Superpuchar Europy z Realem. Choć przegrała tylko 1:2 była bladym tłem dla rywali, którzy brutalnie pokazali jej miejsce w europejskim futbolu. Na pewno nie na samym szczycie.
Choć Sevilla wydaje się słabszą drużyną od Realu, to jednak nie tak słabą, by dać się ograć United. Tym bardziej, że gdyby w pierwszym meczu David de Gea nie wyprawiał cudów w bramce, pewnie rywale wróciliby do Anglii z bagażem kilku straconych goli.
Jak więc mówić o szoku, że Sevilla odprawiła Manchester United? Nie wiem, ale wiem, że to na pewno nie koniec świata.
▬ ▬ ● ▬