Na pewno pożyczki brać nie musi

Czy to normalne, by pisać o kimś trzeci tekst z rzędu? Czasami niestety trzeba. W tym przypadku, by wyjaśnić dwie związane z nim intrygujące kwestie.

Filip Mladenović, bo o nim mowa, usłyszał wyrok w postępowaniu dyscyplinarnym dotyczącym jego radosnej twórczości po zakończeniu finału Pucharu Polski, w którym Legia Warszawa pokonała w rzutach karnych Raków Częstochowa. Kary otrzymali też inni jego uczestnicy, ale ta Serba jest pod każdym względem wyjątkowa. Wcześniej zdążył jeszcze opublikować oświadczenie, w którym stwierdził:

„Przepraszam za swoje zachowanie piłkarzy, przede wszystkim Marcina Cebulę, Wiktora Długosza i Jeana Carlosa, oraz sztab Rakowa Częstochowa, łącznie z trenerem Markiem Papszunem. Mam świadomość, że to było niedopuszczalne. Tak nie powinien zachowywać się żaden sportowiec. Przepraszam również zawodników mojej drużyny, mój sztab i kibiców za niegodne reprezentowanie barw Legii Warszawa”.

Niewiele mu to jednak pomogło. najwyżej nieco wizerunkowo, skoro Komisja Dyscyplinarna PZPN nie miała litości i postanowiła go ukarać:

„– karą zasadniczą – karą dyskwalifikacji w rozgrywkach ligowych i pucharowych w wymiarze 3 (trzech) miesięcy;

– karą dodatkową – karą pieniężną w wymiarze 120 000 zł”.

Kary drakońskie, nie pamiętam takich w polskiej piłce, ale to się musiało tak skończyć. I nie chodzi mi wcale o same kary, tylko o wybryki Mladenovicia po pucharowym meczu. On jest jak granat z wyjętą zawleczką. Pytanie – kiedy eksploduje? Bo, że dojdzie do eksplozji wydawało się niemal pewne. Nie pierwszej zresztą, wystarczyło tylko posłuchać, co mówił w wywiadzie w 2020 roku o okresie gry w barwach BATE Borysów na Białorusi (za: przegladsportowy.pl):

„Przegraliśmy derby z Dynamo Mińsk. Po meczu nie wytrzymałem. Zacząłem kłócić się, wyzywać prezesa i zawodników, oni nie pozostali dłużni. Tyle że za jedną ich obelgą szła moja, dwa razy mocniejsza. Byłem w takim amoku, że nawet nie pamiętam, co dokładnie mówiłem. Wiem, że było bardzo ostro. Prosto ze stadionu pojechałem do domu, następnego dnia dotarło do mnie, że przesadziłem. Przeprosiłem. Docenili, że się zreflektowałem, zapomnieli. „Było, minęło, jedziemy dalej” – stwierdzili. Umiem przepraszać, czasem aż za szybko pierwszy wyciągam rękę. Byli ludzie, którzy na to nie zasługiwali, ale i tak się godziłem. Nie ma na świecie człowieka, o którym mógłbym powiedzieć, że go nienawidzę. Mogę się pokłócić, być zły, ale bez nienawiści”.

Chociaż na koniec jakaś refleksja stanowiąca rodzaj przeciwwagi. Ale jest także i druga, już nie tak optymistyczna:

„Krzyk daje mi moc. Kiedy jestem wkurw..., wtedy jestem najlepszy. Jeśli Mladen będzie siedział cicho, to znaczy, że pora kończyć karierę”.

Czyli kolejne problemy z Mladenoviciem będą na pewno. Nie wiadomo tylko dokładnie kiedy i gdzie.

I jeszcze jedna kwestia związana z wysokością kary. Dla przeciętnego obywatela kraju, w którym on kopaniem piłki zarabia na życie, z pewnością jest gigantyczna. Ale gdy przed trzema laty przechodził do Legii, w mediach pojawiły się spekulacje na temat wysokości jego zarobków (za: wp.pl)

„W stolicy Polski będzie miesięcznie zarabiać 150 tys. zł. To trzy razy więcej niż dostawał w Lechii”.

Kara jest z pewnością bardzo bolesna dla Mladenovicia. Jednak nie musimy się o niego specjalnie martwić. Na pewno nie będzie musiał brać pożyczki, by ją zapłacić.

▬ ▬ ● ▬