Nadzieja umiera ostatnia

Fot. Trafnie.eu

Od samego rana tematem dnia w polskich mediach była sprawa odwołania Legii rozpatrywanego przez UEFA. Gdyby zostało rozpatrzone pozytywnie, uznałbym to za cud.

Odpowiedni organ UEFA obradował w Nyonie. Decyzja ma zostać ogłoszona w środę wieczorem lub w czwartek rano. Podejrzewam, że to była pracowita noc w... Glasgow. Miejscowi prawnicy musieli dopieścić, tak na wszelki wypadek, odwołanie od decyzji UEFA, gdy ta jednak podjęła korzystną dla Legii. Choć prawdopodobieństwo tego ocenili pewnie jako niewielkie. Mniej więcej takie samo, jak na jakąkolwiek odpowiedź ze strony szkockiego klubu na zaczepkę z Warszawy. Oczywiście poza tą wysłaną niemal natychmiast, by Legia dała im spokój.

Jedno muszę szefom warszawskiego klubu przyznać – konsekwencję w działaniu. Nie wystarczyło im, że się ośmieszyli listem otwartym do Celtiku. Wysłali następny do „środowiska piłkarskiego na świecie”. Nie zauważyłem, by uzyskał jakiekolwiek znaczące poparcie.

Dla tych, uznających że nie będzie obcy mówił nam co mamy robić, panowie Leśnodorski i Mioduski są pewnie bohaterami. Dwóch kowbojów wyruszyło z krucjatą naprawiania piłkarskiego świata. To jest przykład typowej ucieczki do przodu. Zawsze łatwiej strofować innych, niż zająć się naprawą bałaganu we własnym grajdołku. Legia, według deklaracji, nie jest „bezduszną korporacją”. Może dlatego próbuje pouczać inną korporację jak ma interpretować własne przepisy.

Wysłała w środę do mediów kolejny list autorstwa swojego prezesa. Z tym fragmentem zgadzam się bez najmniejszych zastrzeżeń:

„Nie ważne jak duża jest szansa powodzenia. Jeżeli jest jakakolwiek, należy zrobić wszystko, aby ją wykorzystać. Taki sposób myślenia wpajamy naszym piłkarzom i wszystkim pracownikom Legii Warszawa. Dotyczy to również zarządu i właścicieli”.

Pozostaje tylko kwestia użycia argumentów i formy walki o swoje. Dziwię się, że dwóch panów, współwłaścicieli klubu, obracających się w świecie twardego biznesu, próbuje wygrać sprawę bazując głównie na emocjach.

Mioduski kończy swój środowy list stwierdzeniem:

„Mam przekonanie, że niezależnie od tego, jakie będą decyzje organów odwoławczych dotyczące Legii Warszawa, jeśli skutkiem naszych działań będzie poprawa przepisów UEFA, osiągniemy sukces” .

Też mam taką nadzieję! Nadzieja umiera ostatnia. A bez względu na decyzję jaką podejmie UEFA chciałem panu prezesowi zwrócić uwagę na pewien drobiazg. Legia rozpoczynając krucjatę wystawia się sama na strzał. Przy każdej nadarzającej się okazji rywale będą pewnie występować do niej z podobnymi apelami, jak ona do Celtiku.

Jeśli panu Mioduskiemu rzeczywiście tak zależy na respektowaniu zasad fair play w piłce, podpowiem co powinien zrobić (napisałem to już zresztą w poprzednim tekście na ten temat). Gdy jakiś zawodnik Legii przewróci się w polu karnym, chociaż nie był faulowany, niech pan prezes go zobowiąże, by natychmiast podszedł do sędziego i powiedział, że jego drużynie nie należał się karny. I proszę najpierw sprawdzić kogo piłkarze Ekstraklasy uznali za najlepszego specjalistę w wymuszaniu fauli w ubiegłym sezonie.

Powodzenia...

▬ ▬ ● ▬