2018-04-28
Najbrutalniejsza definicja futbolu
Kolejny dzień trwa leczenie kompleksów, tym razem w Niemczech. I jak zwykle w podobnych wypadkach bardzo łatwo wskazano winnych.
Niemieckie media nie mogą przeżyć, że ich Bayern kolejny rok nie zagra w finale Ligi Mistrzów. Oczywiście nic jeszcze nie jest przesądzone, w przyszłym tygodniu odbędzie się przecież w Madrycie mecz rewanżowy z Realem. Ale po porażce w Monachium 1:2 właściwie wyprawiono już pogrzeb.
Bayern rozczarował, a szczególnie rozczarował Lewandowski – można wyciągnąć takie właśnie wnioski. A kto je stawia? Głównie ci próbujący leczyć własne kompleksy. Chcieliby widzieć drużynę ze swego kraju jako najlepszą w Europie. A skoro nią nie jest, wskazano winnego.
O występie Lewandowskiego pisałem w poprzednim tekście i zdania nie zmienię, nawet gdy próbuje się na siłę zrobić z niego nieudacznika. A może głównie dlatego. Ciekawi mnie co innego. Jakoś nie znalazłem próby odpowiedzi na pytanie – czy Bayern powinien wyeliminować Real? Czy rzeczywiście jest do tego zdolny?
Szkoda czasu na szczegółową analizę możliwości obu drużyn i obu klubów. Zamiast tego zadam jedno pytanie – czy Bayern ma takiego rezerwowego jak Marco Asensio, który wszedł na boisko po przerwie i zdobył zwycięską bramkę? No, może jeszcze jedno – czy Niklas Süle, który z konieczności musiał zmienić Jerome Boatanga, miałby szansę na grę w Madrycie?
Twierdzenia, że w środowym meczu Bayern był lepszy, tylko zawiodła skuteczność (niestety autorstwa naszego rodaka), są niedorzeczne. Zawsze, gdy słyszę podobne opinię, odpowiadam – nie traćcie czasu i od razu wnioskujcie do FIFA o zmianę przepisów! Bo według obecnie obowiązujących zawsze wygrywa lepszy, czyli skuteczniejszy.
Rozumiem, że takie zdania wynikają z frustracji, że bardzo się chciało, było niby blisko, ale jednak się nie udało. Z drugiej jednak strony liczy się tylko to, co w siatce! Możesz się przeczołgać przez mecz, wybijać piłkę po autach, kopać po nogach rywali, bylebyś strzelił jedną bramkę więcej niż oni. Oto najbrutalniejsza definicja futbolu. Jeśli się komuś nie podoba, trudno, musi się przerzucić na łyżwiarstwo figurowe z punktacją programu artystycznego.
Oglądałem w czwartek mecz półfinałowy Ligi Europejskiej, w którym Arsenal podejmował w Londynie Atletico Madryt. Goście przez osiemdziesiąt minut grali w osłabieniu. Ich gra polegała głównie na tym, żeby się skutecznie bronić. Gospodarze jednak bramkę zdobyli, a właściwie wcisnęli po straszliwych męczarniach. Drugiej już się wcisnąć nie udało. Za to sami ją stracili w końcówce do kontrataku Atletico. Czyli remis 1:1.
Przeczytałem komentarz po meczu, że Arsenal mógł wygrać czterema bramkami, że miał wszystko, tak się wydawało, pod kontrolą. Mógł, ale nie wygrał. To jest ta różnica. Na szczęście nie trafiłem nigdzie na stwierdzenie, że „był drużyną lepszą”.
Niestety wynik w Londynie stanowi kolejny dowód, jak brutalną dyscypliną jest piłka. Na pewno jedną z tych najbardziej niesprawiedliwych, choć to pojęcie mocno subiektywne. Gdyby była wyłącznie sprawiedliwa, może nikt by się nią tak nie pasjonował?
▬ ▬ ● ▬