Naprawdę taki dobry?

Fot. Trafnie.eu

Czasami trzeba przyznać się do porażki. Nie jest może zbyt dotkliwa, ale lepiej się samemu wyspowiadać, skoro też wiele razy sam się cytowałem, cytuję...

Nie należę do licznego grona, które podnieca się do nieprzytomności jednym czy drugim występem jakiegoś naszego grajka. Z ostrożnością obdzielam komplementami, ale gdy ktoś zasłuży na pochwałę, potrafię to dostrzec.

Tak było z Dawidem Kownackim. Irytował mnie potwornie. I nagle się zmienił, takie odniosłem wrażenie. A działo się to po przenosinach do Sampdorii Genua w połowie 2017 roku. Dlatego, gdy zaczynał się rok następny, w spłodzonym na tę okazję tekście poświęciłem mu nawet więcej niż akapit:

„Wreszcie zmądrzał. Był jednym z tych, którzy irytowali mnie najbardziej. Smarkacz pyskujący na lewo i prawo, a przy tym katujący sam siebie na boisku toksycznymi reakcjami po niewykorzystanych sytuacjach.

Obejrzałem go niedawno w meczu Sampdorii Genua, posłuchałem co mówi. Inny chłopak! Po pierwsze musiał schudnąć, bo ma zdecydowanie lepszą sylwetkę. Nie próbuje też być mądrzejszy niż jest. Nawet jak wchodzi na ogony stara się maksymalnie je wykorzystywać. Nie kwęka, tylko cierpliwie czeka na swoją szansę i zapieprza na treningach, by tej szansie pomóc. I nawet grając po kilka minut zdobył kilka bramek.

Tak jak byłem mocno sceptyczny co do jego transferu do Sampdorii, tak teraz będę bez irytacji, za to z wielką uwagą śledził rozwój jego kariery. I chciałbym, żeby klub z Genui był w niej dopiero początkowym etapem, a nie szczytem możliwości”.

Ubiegły rok był dla Kownackiego totalnym zjazdem ze szczytu marzeń o podbiciu Serie A w niebyt włoskiej piłki. Właśnie pozbyto się go z Sampdorii oddając do Fortuny Düsseldorf. Zanim do tego doszło polski napastnik zabłysnął kilkoma wypowiedziami, które totalnie zdruzgotały moją wiarę sprzed roku, że „wreszcie zmądrzał” (za: se.pl):

„Powiem wprost: mam już dość! Mam już dość takiego zachowania Sampdorii! Jestem coraz bardziej zdenerwowany, bo czas leci, a ja wciąż nie wiem jaka będzie moja przyszłość. Nie chcę tu zostawać, chcę odejść! I nie będę chciał tu wrócić, chcę zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Po pierwszym sezonie byłem optymistą. Serie A była dla mnie czymś nowym, więc wiedziałem, że potrzeba trochę czasu na aklimatyzację. A mimo to miałem bardzo fajny sezon. Pięć goli w Serie A, do tego trzy trafienia w Pucharze Włoch. To było bardzo obiecujące. Potem pojechałem na mistrzostwa świata, zagrałem na nich, byłem optymistą. Ale wróciłem do klubu i sytuacja zaczęła się pogarszać. Nie rozumiem dlaczego, nikt mi niczego nie tłumaczył. Ile ja w tym sezonie dostałem minut? Nieco ponad 150! Co to jest? To nic! Ani razu w podstawowym składzie w lidze, nie o to mi chodziło. W takiej sytuacji, już zimą, powiedziałem menedżerowi, że chcę zmienić klub”.

No to warto przypomnieć co wyżej wymieniony piłkarz miał do powiedzenia w październiku 2017 roku, gdy też zaliczał tylko głównie ogony w lidze (za: przegladsportowy.pl):

„Walczę o swoje. Chcę więcej, to normalne. Z drugiej strony powtarzam sobie jedno: praca i pokora. Dostaję swoje szanse, każda minuta cieszy. Nie dostanę nic za darmo. Gram w jednej z najlepszych lig w Europie. Powoli dokładam swoją cegiełkę do wyników Sampdorii. Nie podpalam się, czerpię małą łyżeczką”.

Punkt widzenia zależy od długości siedzenia na ławie? Oto jeszcze jedna perełka z wywiadu z Kownackim, tego sprzed kilku dni. Wywiadu typowego, w którym polska gwiazd(k)a zupełnie bezrefleksyjnie opisuje otaczający ją piłkarski świat:

„Byłem już załamany, bo ja tu naprawdę nie chcę zostać. Przecież po sprowadzeniu Gabiaddiniego byłem przez moment napastnikiem numer pięć. Numer pięć! Teraz przy kontuzji Caprariego, jestem numer cztery i musiałbym czekać na dwie kontuzje innych napastników, żeby wejść do gry. Ja tak nie chcę. Jeszcze żeby to była zdrowa rywalizacja, żebym na treningach odstawał. Ale co tu dużo mówić skoro nawet na trening z drużyną mnie ostatnio nie brali, trenowałem indywidualnie. To jak tu mówić o rywalizacji? Nie czuję się gorszy, jestem zbyt dobrym piłkarzem, aby kolejne pół roku przesiedzieć na ławce!”

„Nie czuję się gorszy” - ile razy ja ten tekst już słyszałem (czytałem)? Sto? Tysiąc? No to, skoro się najpierw pokajałem, teraz się pochwalę fragmentem napisanym w momencie przejścia Kownackiego do Sampdorii pod tytułem: „Życzę powodzenia!”:

„Schemat jest mniej więcej taki, że zawodnik zostaje sprzedany z fanfarami do zachodniego klubu. Jednak po pewnym czasie, raczej szybciej niż później, okazuje się, że może mieć bardziej pod górkę niż początkowo prognozowano.

Powody są dwojakiego rodzaju. Nagle klub kupuje jeszcze innego zawodnika na pozycję Polaka. Ewentualnie nie sprzedaje tego, którego miał podobno zastąpić w kadrze. Rodacy czują się wyraźnie oszukani. Bo to przecież nasz miał być nową gwiazdą klubu”.

Niestety znów się sprawdziło. Ale powodzenia w Fortunie! Tylko nie wiem, czy życzyć „czerpania małą łyżeczką”, czy od razu chochlą? Bo skoro - „powtarzam sobie jedno: praca i pokora” - nie sprawdziło się w Genui, raczej nie ma prawa sprawdzić się też w Düsseldorfie.

▬ ▬ ● ▬