Nawet w towarzystwie hien

Fot. Trafnie.eu

Są takie dni, w których niekoniecznie pojawiają się ciekawe tematy. I są takie dni, w których zawsze mogę liczyć na swoich ulubieńców. Jeden znów pomógł.

Jakoś żaden temat specjalnie mi nie pasował. A rzeźbienie czegoś na siłę do przyjemnych nie należy. I nagle trafiłem na tekst, którego tytuł wręcz mnie powalił z wrażenia. Józef Wojciechowski, jeden z moich ulubieńców, wraca do piłki!

Może jednak nie wszyscy pamiętają, więc krótko przypomnę. To milioner z branży budowlanej, były prezes i właściciel Polonii Warszawa. Za jego rządów klub nie notował zbytnich sukcesów, za to notował rekordowe zainteresowanie mediów. Wszystko oczywiście za sprawą niebanalnego sposobu kierowania nim przez pana prezesa.

W jego czasach w Polonii nikt się nie nudził. Albo nie miał kiedy, bo już został zwolniony, a jak jeszcze nie został, rozrywek nie brakowało. Niepokorni mieli swój „Klub Kokosa”, od nazwiska Daniela Kokosińskiego, czyli zawodnika, który nie chciał rozwiązać korzystnego kontraktu, więc musiał za to solidnie się napocić na zajęciach organizowanych specjalnie dla niego.

Dla tych, którzy starali się wypełniać kontrakt grą na boisku, czekały niespodzianki. Pan Wojciechowski potrafił wparować w przerwie meczu do szatni, gdy wynik go nie zadowalał, by zbesztać zawodników. Ale miał też gest, płacił więcej niż inni, a w przypływie dobrego nastroju potrafił zabrać niektórych zawodników prywatnym samolotem do Hiszpanii na El Clasico!

Polonia w końcu mu się znudziła, bo nie potrafiła zdobyć mistrzostwa. A nie potrafiła, bo on nie potrafił zrozumieć, że w piłce nie zawsze można wszystko dostać natychmiast, nawet jak ktoś się nazywa Józef Wojciechowski.

Nie umiał czekać, więc tytułu się nie doczekał, ale postanowił zostać prezesem PZPN. W 2016 roku przegrał wybory we Zbigniewem Bońkiem. I teraz nagle dowiaduję się, że wraca! Po co? By znów powalczyć o prezesowski fotel. Trzeba koniecznie nadmienić, że mówimy o człowieku, który kiedyś podsumował piłkarskie środowisko nazywając je pewnym rodzajem hien.

Nie wierzę, by Wojciechowski wystartował w wyborach na szefa PZPN, a tym bardziej, by nim został. Ale nie wierzę też, by informacja o jego planach była czystym wymysłem mediów. Jak więc wytłumaczyć chęć powrotu do tak okropnego środowiska?

W tym tylko z pozoru brak logiki. Otóż przy wszystkich swoich wadach wspomniane środowisko ma niewątpliwą zaletę – niewiarygodną siłę promocji. Otóż Wojciechowski w swojej budowlanej branży mógł działać latami i pies z kulawą nogą się o niego nie zapytał. A wystarczyło, że został prezesem Polonii i znała go cała Polska.

Właśnie to jest ów magnes, którego sile nie potrafi się widocznie oprzeć, jak każdy z mocno narcystycznym usposobieniem. Bo jak ktoś lubi błyszczeć, jest w stanie znieść towarzystwo nawet pełne hien.

▬ ▬ ● ▬