Neptun w pasiastym towarzystwie

Fot. Trafnie.eu

Fabiański i Szczęsny po wielu latach oczekiwania wreszcie z Pucharem Anglii. Lewandowski po raz ostatni w barwach Borussii. To na pewno godne uwagi, ale...

Dla mnie wydarzeniem numer jeden weekendu był bez wątpienia tytuł mistrza Hiszpanii dla Atletico Madryt. Sam wywołałem temat przed kilkoma miesiącami, więc mam wielką satysfakcję, że wreszcie drużynie w pasiastych koszulkach się udało. Choć miałem wtedy moment zawahania – czy trochę mnie nie poniosło? Atletico grało akurat z Realem w Pucharze Hiszpanii. Raczej stanowiło dla niego wyłącznie tło, choć liderowało w lidze. 

Kibicem takich klubów jak Atletico zostaje się wyłącznie z wyboru. Trzeba nauczyć się żyć w cieniu wielkiego sąsiada. I czekać na moment jak teraz, gdy można wreszcie z dumą podnieść głowę. Takich cenię najbardziej. To prawdziwi kibice, a nie widzowie przychodzący na stadion tylko oglądać zwycięstwa, by po kilku niecelnych podaniach zacząć gwizdać.

Atletico było po raz ostatni mistrzem Hiszpanii w 1996 roku. Jego barw bronił Argentyńczyk Diego Pablo Simeone, wyjątkowy boiskowy cwaniak. Teraz okazał się cwańszy od trenerów Realu i Barcelony, gdy poprowadził swój stary klub do tytułu już w nowej roli.

Przed osiemnastoma laty rządził w nim prezes Jesus Gil y Gil. To był (zmarł w 2004 roku) hiszpański Józef Wojciechowski do kwadratu. Przepraszam, nie doszacowałem go – co najmniej Wojciechowski do sześcianu! Były właściciel Polonii stanowi przy nim uosobienie miłosierdzia. Pan Gil przeganiał trenerów jak niechciane psy. I tak nawywijał, że klub przez lata płacił jeszcze za jego radosną twórczość. Prezes przespał moment, gdy do wielkiej piłki zaczęły napływać jeszcze większe pieniądze. Najwięksi rywale odwrotnie, umocnili swoją pozycję. Po Gilu trzeba było długo sprzątać. Teraz dopiero jego Atletico wyprzedziło w lidze dwóch hiszpańskich gigantów. A wcześniej zdobyło dziewięć tytułów mistrzowskich.

Niedawno rozbawiła mnie czyjaś wypowiedź, że Atletico ma mało kibiców, nie może się równać z Realem. To proszę obejrzeć obrazki z niedzielnego świętowania tytułu w Madrycie. I ten tłum przed sceną, na której pojawili się piłkarze w pasiastych koszulkach. Życzyłbym każdemu polskiemu klubowi, by też miał tak „mało” kibiców.

Impreza odbyła się oczywiście na placu z fontanną Neptuna. To tradycyjne miejsce świętowania sympatyków Atletico. Dla tych z Realu zarezerwowana jest, położony kilkaset metrów na północ Alei Paseo del Prado, Plaza de Cibeles. Na środku również znajduje się wielka fontanna, z figurą Kybele, frygijskiej bogini płodności i urodzaju. Za tydzień w Madrycie kolejna impreza tego typu. Pytanie tylko – przy której fontannie?

Kibice obu klubów z hiszpańskiej stolicy znajdą odpowiedź na pytanie w stolicy sąsiedniej Portugalii. Finał Ligi Mistrzów w Lizbonie zapowiada się wyjątkowo interesująco. Zastanawiam się tylko jaki wpływ na jego wynik może mieć ostatnia kolejka Primera Division?

Atletico w szampańskich nastrojach. Real przeciwnie, z podrażnioną ambicją. Przypomniało mi się jak niedawno prezentował się Bayern po zdobyciu tytułu mistrza Niemiec. W drużynie nastąpiło rozprężenie, co jest raczej naturalne, zaczęła się jazda mediów z Guardiolą, którego wcześniej wychwalano pod niebiosa. Czy z Atletico będzie tak samo?

Kolejne mecze ligowe, już bez znaczenia, to jednak nie finał Ligi Mistrzów, pierwszy od czterdziestu lat! Mam nadzieję, że cwaniak Simeone znów okaże się cwańszy od wszystkich.

▬ ▬ ● ▬