Nie chciałem kłamać, potwierdziłem

Fot. Mateusz Kostrzewa - legia.com

W ostatnim tygodniu kilka osób związanych z polską piłką błysnęło szczerością i zdolnościami krasomówczymi. Zasłużyli na chwilę uwagi.

Najpierw trafiłem na subtelną formę przekazu równoległego. Czyli – dlatego, że oczywiście nie chcę oceniać, to oczywiście ocenię. Sprawa dotyczy prezesa Legii Bogusława Leśnodorskiego. Dokładniej jego wypowiedzi na temat byłego już właściciela klubu Mariusza Waltera. A najdokładniej – dlaczego jego pomysł na Legię nie wypalił (za: wp.pl):

„Zrobił telewizję, to pomyślał, że zrobi też klub piłkarski. Wydaje mi się, że dotknął go grzech pychy. Nie chciałbym oceniać okresu, kiedy zarządzał klubem, bo nie było mnie wtedy w środku. Sportowo nie był to czas zbyt udany, ale nie było też dramatu. Mam szacunek do siwych włosów, wiele się nauczyłem, także na błędach, jakie Walter popełnił. Czasami nawet lepiej jest wiedzieć, czego na pewno nie można robić, niż mieć pewność, że coś zadziała. Chociażby dzięki temu wszyscy już dziś wiedzą, że nie tędy droga i próba ponownego pójścia tą ścieżką musi się skończyć katastrofą”.

Czyli nie oceniając Waltera, ocenił, jak dla mnie na niedostateczny, nawet z minusem.

Później znalazłem fragment znów z panem prezesem, ale tym razem tylko w domyślnym tle. Miroslav Radović opowiadał jak przed dwoma laty żegnał się z Legią (tuż przed meczem Ligi Europejskiej z Ajaksem w Amsterdamie), do której w ubiegłym roku powrócił (za: przegladsportowy.pl):

„To był jeden z bardziej przykrych momentów w mojej karierze. Transfer do Chin był przesądzony, ale byłem gotowy zagrać w Holandii. Okazało się jednak, że jedynym człowiekiem, który nie ma o niczym pojęcia jest... trener Berg. To nie była normalna sytuacja, zrobiło się niepotrzebne zamieszanie, nerwy. Trener wezwał mnie na rozmowę i spytał, czy to prawda, że odchodzę. Nie chciałem kłamać, potwierdziłem. Wtedy kategorycznie stwierdził, że muszę iść na trybuny. W ogóle nie było żadnej dyskusji”.

Wypowiedź naprawdę przezabawna. Rozbroiło mnie szczególnie zdanie: „Nie chciałem kłamać, potwierdziłem”! Trener dowiaduje się ostatni w klubie, że sprzedali mu jednego z najważniejszych zawodników. I to właśnie od niego na chwilę przed najważniejszym meczem w sezonie. Gdyby tak wyglądała scena jakiegoś filmu, z pewnością zrugano by scenarzystę, że poniosła go wyobraźnia. A tu niestety życie przerosło kabaret...

Ale później znalazłem jeszcze perełkę w wykonaniu Dušana Kuciaka, bramkarza Lechii Gdańsk, który po nieudanym epizodzie w Anglii znów gra w Ekstraklasie (za: przegladsportowy.pl):

„Ci którzy mnie znają wiedzą, że na boisku jestem wariat. Nigdy nie będę spokojny, gdy moja drużyna będzie przegrywać. Na boisku daję z siebie 120 proc. Ok, nie wszystko mogło się to podobać. Mam trudny charakter? To głupota”.

Kilkoma zdaniami Kuciak rozłożył mnie wręcz na łopatki. Bo naprawdę nie wiem, jak mam zrozumieć jego słowa. Czy:

a) głupotą jest twierdzenie (tak mniemam!), że słowacki bramkarz ma trudny charakter?

b) trudny charakter wiążę się (aż boję się napisać) z… głupotą?

Mam nadzieję, że Kuciak w kolejnych wypowiedziach, przy całym swym szaleństwie, nie da mi już podstaw do podobnych dylematów i będzie się wyrażał bardziej precyzyjnie.

▬ ▬ ● ▬