Nie dałem się nabrać, więc...

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia jeszcze o meczu z Niemcami. Przy okazji warto jeszcze przypomnieć co wygadywano o reprezentacji pół roku wcześniej.

Już na długo przed meczem jego bohaterem stał się Jakub Błaszczykowski ze względu na pożegnalny występ w reprezentacji. Dlatego w mediach nastąpił prawdziwy wysyp tekstów na jego temat. Bynajmniej nie tylko laurek, o czym świadczy choćby poruszony w jednym temat. Przypomniano pozbawienie Błaszczykowskiego kapitańskiej opaski za kadencji trenera Adama Nawałki, stawiając odważną tezę (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Nawałka spotyka się z Błaszczykowskim i przekazuje mu przykre dla niego wieści. Selekcjoner jest tylko posłańcem złych wiadomości. Za decyzją o powierzeniu Lewandowskiemu funkcji kapitana stoi Zbigniew Boniek.

Nie jest to znowu jakaś wielka tajemnica. Nie jest to też jakieś wielkie zaskoczenie. Nie w takiego kalibru sprawy swój nos wsadzał Boniek, gdy był szefem polskiej piłki”.

Gdy po symbolicznych 16 minutach (nawiązanie do jego numeru na koszulce) Błaszczykowski opuszczał boisko w piątkowym meczu z Niemcami, w tunelu czekała na niego żona wraz z dziećmi. Wzruszający obrazek szybko skomentował na swoich ulubionym Twitterze Boniek (pisownia oryginalna):

„Na koniec najważniejsza jest rodzina. Blaszczykowski odegrał wielką role jako reprezentant PL. Brawo Kuba”.

Brawo! Jeśli postawiona wcześniej teza jest prawdziwa, można tylko dodać - szkoda, że za czasów prezesury w PZPN autora wpisu reprezentacja Polski nie stanowiła jednej piłkarskiej rodziny. I chyba za jego sprawą właśnie ta „wielka rola” Błaszczykowskiego została nieco pomniejszona.

Teraz o stylu gry z Niemcami. W rodzimych mediach nie zapanowała euforia, jak przed dziewięcioma laty po pierwszym, historycznym zwycięstwie nad tym rywalem. Komentarze są raczej wstrzemięźliwe. Włączyłem w niedzielę telewizor i oniemiałem. Jeden z ekspertów przekonywał, że z silnymi rywalami polska reprezentacja będzie grała właśnie tak. Gdyby ktoś nie oglądał meczu, jedynie napomknę, że głównie się broniła, a po przerwie to już wyłącznie się broniła.

W internecie znalazłem taki fragment (za: przegladsportowy.onet.pl):

„W meczu z Niemcami oddaliśmy jeden strzał celny na bramkę rywali i ten strzał zadecydował o naszej wygranej. Całkowity bilans strzałów to 2:26, posiadanie piłki to ponad 70 proc. na korzyść naszych rywali i to mówi bardzo wiele o przebiegu tego spotkania. Niemcy grali w piłkę, nam udało się wkopać ją do bramki.

O ile w pierwszej połowie próbowaliśmy jeszcze dojść do sytuacji podbramkowych, to w drugiej głównie broniliśmy się na własnej połowie. Wyglądaliśmy trochę jak za czasów Czesława Michniewicza z mundialu w Katarze. Nie oszukujmy się, PZPN zatrudniał za ciężkie pieniądze Fernando Santosa, czołowego portugalskiego trenera, po to, byśmy byli w stanie nawiązać równorzędną walkę z dobrymi europejskimi ekipami. Poza korzystnym wynikiem nie było mowy o żadnej równorzędnej walce. Zamiast kontrolowania gry choć krótkimi okresami była tzw. laga, czyli długa piłka do napastników i zobaczymy, co z tego wyniknie”.

Porównanie do czasów Michniewicza zasadne. To wtedy twierdząc, że „nie da się na to patrzeć”, sformułowano hasło - „musimy grać bardziej ofensywnie”. Pożal się Boże taktycznym geniuszom wydawało się wtedy, że słowem, nie mającym specjalnie pokrycia w realiach, uda się wszystko zmienić. Obśmiewałem ich naiwność od początku:

„Nikt nie zadaje sobie trudu zgłębienia tematu, bo po co. Mogłoby się wtedy szybko okazać, że to mocno nadmuchana teoria, którą łatwo obalić. Nie ma takiej potrzeby, skoro dzięki temu można zwiększyć klikalność. I tak się wszystko kręci”.

Tak się kręciło aż do meczu z Niemcami. Ponieważ nie dałem się przed pół rokiem nabrać na tamte hasło, dlatego dziś nie jestem zaskoczony, że akurat tak wyglądał.

▬ ▬ ● ▬