Niestety, mam inne zdanie

Fot. Trafnie.eu

Wychodzi na to, że na koniec tygodnia postanowiłem podpaść od razu kilku osobom. Oto efekt lektury ich wypowiedzi, na które trafiłem w ostatnich dniach.

I niestety nie mogę w żaden sposób się z nimi zgodzić, więc postanowiłem wyjaśnić dlaczego. Najpierw Kamil Grosicki, który wspomina mecze reprezentacji Polski podczas finałów mistrzostw Europy sprzed czerech lat (za: wp.pl):

„Na przykład z Niemcami na Euro 2016. Było 0:0, a ja mogłem mieć z trzy asysty. Szkoda też spotkania z Portugalią w ćwierćfinale. Fajną akcję zrobiliśmy z »Lewym« przy golu. Odpadliśmy, ale te mecze się oglądało. Graliśmy na najwyższym poziomie. Tak sobie myślę, że byliśmy wtedy naprawdę blisko finału. Fajne wspomnienia”.

Pewnie że fajne, a byłyby jeszcze fajniejsze, gdyby spojrzeć na wszystko bardziej realistycznie. Remis z Niemcami stanowił rzeczywiście zasłużony i cenny wynik. Znacznie bardziej niż zwycięstwo z tą samą drużyną dwa lata wcześniej w Warszawie, celebrowane niczym zdobycie mistrzostwa świata.

Niestety, z resztą wypowiedzi już trudno się zgodzić. Polska może i była blisko finału EURO 2016, ale wyłącznie w teorii. Nawet gdyby pokonała w karnych Portugalię, trafiłaby w półfinale na Walię, czyli prawdziwą rewelację turnieju. Jakoś do dziś nie mogę znaleźć argumentów przemawiających za tym, że mogła ją ograć. Choć rzeczywiście grała na swoim najwyższym poziomie, ale przesadą jest stwierdzenie, że „te mecze się oglądało”. Bo oglądało się je czasami z bólem. Na poparcie tej tezy też trochę powspominam:

„Muszę to powiedzieć – wielokrotnie podczas meczów Polaków słyszałem gwizdy na trybunach głównie ze strony kibiców niezaangażowanych emocjonalnie w ich przebieg. Zapłacili za bilety przede wszystkim po to, by obejrzeć widowiskowy mecz. A tego wybrańcy Nawałki, podający piłkę głównie do boku i do tyłu, im nie gwarantowali.

Proszę przeanalizować pięć spotkań i zwrócić uwagę ile było w nich celnych prostopadłych podań. Niestety wielokrotnie głównym rozgrywającym zespołu stawał się z konieczności Łukasz Fabiański”.

Najważniejsze, że reprezentacja Polski grała w mistrzostwach we Francji skutecznie i dzięki temu awansowała do ćwierćfinału, co było i tak wielkim sukcesem.

Teraz trener Rakowa Częstochowa Marek Papszun (za: przegladsportowy.pl):

„Generalnie uważam jednak, że w piłce, a zwłaszcza w transferach, wszystko jest kwestią ceny. Z pewnością nie będzie on [właściciel klubu Michał Świerczewski] zainteresowany kwotami w setkach tysięcy euro. Nasi czołowi zawodnicy pokazali się w ekstraklasie i stanowią w niej konkretną siłę, dlatego osobiście sądzę, że rozważane będą tylko propozycje liczone w milionach euro. Żeby było jasne, na razie nic nie słyszałem o tym, żeby były jakieś oferty czy zapytania. Tomaš Petrašek, Petr Schwarz, Igor Sapała, Miłosz Szczepański, Sebastian Musiolik czy Felicio Brown Forbes mają dłuższe umowy z klubem. W końcu jednak przyjdzie taki czas, że trzeba będzie zmierzyć się z tym, że ktoś będzie chciał ich pozyskać. To jest naturalna kolej rzeczy. Sam jestem ciekaw jaka kwota może zmienić zdanie właściciela”.

A ja generalnie uważam, że w piłce, a zwłaszcza w transferach, wszystko jest kwestią nie tyle ceny, co oceny realistycznej wartości zawodników. Z całym szacunkiem dla wiary trenera w wyjątkowe umiejętności jego piłkarzy, nie sądzę jednak, by byli w stanie podbić piłkarską Europę. A to jedyna dla nich droga po ewentualnym opuszczeniu Częstochowy, bo trudno uwierzyć, by polskie kluby mogły złożyć „propozycje liczone w milionach euro”. Takie mogą zaproponować, w mocno optymistycznym wariancie, te zagraniczne, ale czy dla nich wymienieni piłkarze Rakowa są rzeczywiście idealnym kandydatami do transferów?

Papszun powinien pamiętać, że każdy zawodnik wart jest tylko i włącznie tyle, ile znaczy dla konkretnej drużyny. Jeśli dobrze się w nią wkomponują mogą znaczyć sporo i dlatego może się nawet wydawać, że każdy z osobna posiada większy potencjał. Życie potrafi często szybko i brutalnie weryfikować podobne teorie.

Bo na logikę, gdyby Tomaš Petrašek był rzeczywiście tak dobrym obrońcą na miarę ocen Papszuna, dlaczego wcześniej (ma 28 lat) nikt nie poznał się na jego talencie w Czechach, gdzie jest dużo silniejsza liga? Dlaczego wylądował w Polsce, a nie w jakim mocniejszym piłkarsko kraju?

I na koniec prezes Bayernu Monachium Karl-Heinz Rummenigge. Skrytykował decyzję UEFA dotyczącą dokończenia rozgrywek pucharowych w sierpniu (za: wp.pl):
„Szczerze mówiąc, nie uważam, że to, co zostało przedyskutowane, jest dobre. Miejmy nadzieję, że nie są to ostateczne ustalenia”.

To ja też szczerze powiem, że pan Rummenigge wyprowadził mnie swoją wypowiedzią z równowagi. Niestety okres pandemii nie wpłynął korzystnie na jego mentalność. Gdy wszyscy próbują jakoś funkcjonować w nienormalnych czasach, gdy UEFA stara się posklejać do kupy porozrywane międzynarodowe rozgrywki, on wymaga, by Bayern był traktowany wyjątkowo! Czyli, bazując na bawarskim egoizmie (klubowe motto: „Jesteśmy, kim jesteśmy!”), wymaga tego samego, czego Bayern ciągle bezczelnie domaga się w Niemczech, od lat pusząc się przy każdej okazji.

Cóż mogę panu Rummenigge podpowiedzieć? Jeśli nie odpowiada mu propozycja UEFA, może wycofać swoją drużynę z rozgrywek. Udział w europejskich pucharach jest przecież dobrowolny.

▬ ▬ ● ▬