Nikt nigdy o nim nie napisze, że...

W mediach trwa transferowy koncert życzeń. Właściwie sprzedać można każdego i wszędzie. Nikogo jednak sprzedawać nie będę, tylko nad jednym się znów pochylę.

Daleki jestem od pochwał na wyrost, więc z całą pewnością do współczesnych mediów za bardzo się nie nadaję. U mnie nie tak łatwo być genialnym i zdobywać fenomenalne bramki. Na prawdziwą pochwałę trzeba zasłużyć. Ale dzięki temu przynajmniej mam satysfakcję, że chwalę tych, co trzeba.

Bo właśnie przeczytałem, że jeden zawodnik już oficjalnie zmienił barwy klubowe przechodząc z Zagłębia Lubin do Lecha Poznań. To jeszcze nic nadzwyczajnego. Nadzwyczajny, przynajmniej w polskich futbolowych realiach, jest fragment dotyczący Alana Czerwińskiego, bo o nim mowa, którego... (za: przegladsportowy.pl):

„...kusiło kilka ekstraklasowych zespołów, w tym Jagiellonia i Lechia, która oferowała mu zdecydowanie wyższy kontrakt niż Kolejorz. Obrońca Zagłębia zdecydował się jednak na skorzystanie z oferty poznaniaków. Tydzień temu przeszedł testy medyczne i chociaż w ostatniej chwili - na początku tego tygodnia - skusić próbowała go jeszcze Legia, oferując bajońską kwotę w kontrakcie, to 26-latek zdecydował się na podpisanie umowy z Lechem”.

To nie pierwszy taki przypadek związany z Czerwińskim. Przed kilkoma laty chciała go Wisła Kraków, już wtedy będąca w niezbyt pewnej sytuacji. Dlatego nie zdecydował się przyjąć jej oferty, co dziś wydaje się z pewnością posunięciem przemyślanym, patrząc gdzie jest obecnie piłkarz, a gdzie Wisła.

Niektórzy mocno sympatyzujący z krakowskim klubem nazwali to „zostawieniem Wisły na lodzie”, nie mając nawet wiedzy, że proponowano tam zawodnikom „samozatrudnienie” we własnej firmie zamiast normalnych kontraktów. A parząc, co się później z klubem działo, można już śmiało stwierdzić, że to Czerwiński na szczęście nie został na lodzie. Bo wybrał Zagłębie Lubin i gdy doznał ciężkiej kontuzji kolana, klub zapewnił mu normalną opiekę i nie musiał się o nic martwić, jak martwili się i do dzisiaj martwią piłkarze Wisły.

Piszę o Czerwińskim już kolejny raz i z coraz większą satysfakcją. Miałem go okazję poznać, gdy był jeszcze piłkarzem drugoligowego (tylko z nazwy pierwszoligowego) GKS Katowice. I przekonałem się, że ma wszystko poukładane w głowie jak trzeba. I zawsze przyjemnie, gdy się kogoś pochwaliło na początku drogi, a on z tej drogi nie zboczył, tylko cały czas idzie konsekwentnie równym krokiem we właściwym kierunku. Bo czyż nie sprawdziły się moje słowa sprzed trzech lat:

„Miło jednak uświadomić sobie, że są jeszcze w Polsce młodzi piłkarze, którzy z zimną głową planują karierę, zamiast zachłystywać się każdą złożoną im ofertą. Gdyby było ich więcej, może nie czytalibyśmy tylu bzdur po finalizacji zagranicznych transferów naszych grajków, a później ich skomlenia, że nie podnoszą się nawet z ławy…”

Czerwiński dalej starannie planuje karierę na miarę możliwości, a nie głupot jakie ktoś próbuje mu wciskać do głowy. Nie zachłystuje się byle czym i dzięki temu potrafi maksymalnie wykorzystywać swój potencjał. 

To w tej chwili jeden z najlepszych prawych obrońców w lidze. Zawodnikiem Lecha ma zostać dopiero po końcu sezonu, ale klub z Poznania chce się dogadać z Zagłębiem w sprawie odstępnego, by mógł bronić jego barw już na wiosnę. Mam nadzieję, że jeśli się nie dogada, nikt w Lubinie nie każe mu grać w rezerwach przez kilka miesięcy tylko dlatego, że postanowił odejść za darmo, czyli nie pozwalając dotychczasowemu pracodawcy zarobić na swoim transferze.

Wiem tylko, że bez względu na okoliczności Czerwiński z pewnością dalej wykorzysta do maksimum swoje piłkarskie możliwości. Choć nie wiem, czy to możliwości pozwalające mu być solidnym ligowcem, czy może kimś więcej. Ale na pewno nikt nigdy o nim nie napisze, że zabalował w jakimś nocnym klubie tuż przed meczem, albo że roztrwonił swój talent...

▬ ▬ ● ▬