2017-11-11
Oczywiście Boruc, ale ktoś jeszcze...
Polska bezbramkowo zremisowała towarzysko z Urugwajem w Warszawie. Mecz był taki sobie. Ale to mnie akurat specjalnie nie martwi.
A nie martwi dlatego, że był to naprawdę wartościowy sprawdzian. Choć reakcja trybun dowodzi, że towarzystwo się trochę rozbestwiło. Dopingu nie za wiele, za to wiele irytacji, czy nawet, na szczęście nie za mocnych, gwizdów. O takiej atmosferze jak choćby na poprzednim meczu z Czarnogórą, trudno nawet marzyć. A na trybunach było aż 56 147 widzów. Chcieli kolejnych zwycięstw po świeżym jeszcze awansie do finałów mistrzostw świata. A to nie takie proste.
Polska trafiła na Urugwaj, czyli jedną z najlepszych drużyn w Ameryce Południowej. Przeciwnika bardzo nieprzyjemnego, grającego twardo nawet w meczach towarzyskich. I chyba tylko dlatego węgierski sędzia István Vad nie pokazał żadnej kartki, bo gdyby walczono o punkty kilka pokazał by na pewno.
Gra była mało widowiskowa, sytuacji podbramkowych niewiele, a tych klarownych właściwie żadnych. Jeśli ktoś czuje się rozczarowany, zachęcam do wytężenia pamięci. Przed pięcioma laty w Gdańsku ten sam Urugwaj zlał Polskę 3:1 na dużym luzie. Tamten mecz miał być kolejnym krokiem do budowy silnej drużyny po obiecującym, tak się wtedy wydawało, remisie z Anglią w eliminacjach do poprzednich mistrzostw świata. A skończyło się jak zwykle.
Dlatego warto bezbramkowy wynik przyjąć z pokorą. I nie kwękać, że bez Lewandowskiego już nic nie wychodzi. Rywale grali bez Luisa Suáreza i Diego Godina. To tak, jakby nasi wyszli bez Lewandowskiego i Glika. Dzięki temu mogli zagrać inni.
Z dwóch debiutantów zdecydowanie lepiej wypadł Jarosław Jach. Zastanawiałem się, czy się nie spali. Bo choć mecz towarzyski, nie sądzę, by grał wcześniej przy tak licznej widowni, a do tego w nowym ustawieniu. Ciśnienie wytrzymał jednak wzorowo.
Jach swój występ ocenił jako „poprawny”, dodając:
„Z każdym zagraniem emocje opadały”.
Podpowiem, że opadały błyskawicznie, bo trudno w nim było dostrzec jakąkolwiek tremę. Jak na żółtodzioba w kadrze zaimponował krzyżowymi podaniami przez pół boiska, czy wędrówkami na pole karne przy stałych fragmentach gry. Szkoda, że jednej z nich nie wykorzystał. Mimo to stał się dla mnie odkryciem tego meczu.
Tak jak Jach wpisał się szybko w schemat gry reprezentacji, tak niestety z jego kolegą z Zagłębia Lubin było odwrotnie. Do końca poruszał się po boisku niczym zagubiony elektron. Oczywiście miał trudniejszą rolę, bo wszedł w końcówce, a drużyna w ofensywie nie brylowała. Poza tym kto jest aktualnie w stanie zastąpić na szpicy Lewandowskiego? Mimo wszystko trudno będzie zapamiętać Świerczoka z tego meczu choćby z jednego zagrania.
Trzeba jeszcze wspomnieć o testowanym przez Nawałkę nowym ustawieniu. Miało być 3-5-2, a było 3-4-3. To tylko cyferki. W praktyce nowe ustawienie zmienia się w zależności od sytuacji na boisku. Gdy drużyna się broni to aż piątką w defensywie, którą automatycznie uzupełnia dwóch skrajnych pomocników. Gdy przechwytuje piłkę w akcji ofensywnej potencjalnie uczestniczy aż siedmiu piłkarzy.
Po zachowaniu polskich zawodników na boisku można było zauważyć, że ciągle się uczą nowego systemu. Pokazywali sobie nawzajem jak się ustawiać, szybko odbudowywać poszczególne formacje. Za wcześnie jeszcze, by zawyrokować, czy ten system się sprawdzi.
I na koniec o tym, który już przed meczem stał się jego bohaterem. Artur Boruc wystąpił w piątek w reprezentacji po raz ostatni. Miał na koszulce numer 65, bo tyle meczów w niej zaliczył, co jest rekordem wśród polskich bramkarzy. Dla kibiców przygotowano specjalne kartony, by efektowną oprawą mogli mu zgotować owację na stojąco tuż przed przerwą, gdy zgodnie z planem schodził z boiska.
Za wiele pracy nie miał. Ale zanim zmienił go Łukasz Fabiański we wspaniałym stylu obronił prawdziwą petardę Gastóna Silvy. Choćby tą jedną interwencją udowodnił, że nawet na swój pożegnalny mecz nie został powołany na kredyt.
▬ ▬ ● ▬